CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!

piątek, 20 marca 2015

27. What's going on?!

Hejo :*
Tak wiec myślę że blog szybko sie rozwija.. Jest już 27 rozdziałów.. Nie mam pojęcia czy skończę go jutro, czy za tydzień czy może jak to w każdej bajce skończy sie wszystko na zasadzie 'żyli długo i szczęśliwie..' Nie mam pojęcia.. :D


Objaśnienie:
J: - ja (Nath, potem Vik, i na końcu znów Nath),
N: - Niall,
V: - Vik,
D: - Doktor

_________________________

J: Możesz sie w końcu odczepić? - zapytałam z nadzieją ale i niechęcią do niego. On kolejny raz pakuje sie w kłopoty! Może nie wie o tych kilkunasty już zabitych przeze mnie ludzi, które miały zabić jego!
N: Wciąż to samo, daj sobie spokój z odpychaniem mnie... - powiedział patrząc mi prosto w oczy. Ja zaś piorunowałam go wzrokiem.
J: A co jeśli nie chce?!

N: To wtedy... - blondyn nie zdążył odpowiedzieć bo usłyszeliśmy jak z dużą prędkością podjeżdża ciemny samochód. Wszystko działo sie tak szybko. Pisk opon i w świetle tych słabych świateł dostrzegłam ten wiele mówiący znaczek na samochodzie... Usłyszałam huk wystrzału... - Niall uważaj!! - krzyknęłam, zasłoniając go własnym ciałem. Wszystko trwało może zaledwie kilka sekund. Poczułam ból przeszywający moje ciało. Blondyn trzymał mnie w swoich ramionach, ale odsunęłam sie od niego i dotknęłam miejsca gdzie boli najbardziej. - Zniknij... Nie pokazuj sie nigdzie... - wyszeptałam. Reszta jego kumpli podbiegła do niego i wypytywała czy wszystko ok, a ja słabłam z każdą chwilą.
V: Zabiorę cie do twojego doktora. - usłyszałam tuż przy uchu i czułam jak sie unoszę. Viki jest wspaniałym człowiekiem...

~Oczami Viktora..~
W jednej chwili Nath rozmawia z tym chłopakiem, a kilka sekund później jest postrzelona. Ona ma pojebane życie. 
Musi ja szybko zbadać lekarz!
N: Mogę Ci jakoś pomóc? - podbiegł do nas blondyn.
V: Najlepiej będzie jak posłuchasz sie Nathalie... Wszystkie złe rzeczy które ją teraz spotykają są przez Ciebie. - wkurzyłem się. - Odpierdol się od niej! - spojrzał na mnie, potem na nią i ze spuszczoną głową odszedł. Wsadziłem ranną brunetkę na tylne siedzenie mojego auta i z maksymalną prędkością pokonywałem puste, o tej porze, ulice Londynu. Nath jest silna, ale nie mogę pozwolić jej cierpieć. Dojechałem na miejsce, wziąłem ją na ręce i podszedłem do drzwi. W progu już czekał na mnie starszy pan, położyłem ją na szpitalnym łóżku i spojrzałem na doktora.
D: Na szczęście nie takie poważne jak ostatnim razem. - chyba chciał mnie pocieszyć.
J: Zostawiam ją w pańskich rekach. Ja muszę jeszcze jechać po jej samochod.

D: Mógłby sie nią ktoś w końcu zaopiekować. - powiedział gdy już miałem odchodzić.
J: Jak na razie to Ona się wszystki opiekuje... - uśmiechnąłem sie blado do lekarza i wyszedłem. Nath.. Ona.. Jest dla mnie jak siostra, nie darze jej żadnym innym uczuciem.

Nigdy nie darzyłem... Mam u niej ogromny dług wdzięczności i jeżeli miałbym go spłacać do końca życia, to będę to robił. Nie wiem co strzeliło mi wtedy do głowy?!.. 
Zostawiłem swój samochód pod restauracją i wsiadłem w jej Camaro, Nathalie od zawsze miała szybkie auta. Każdy patrzy na nie z zazdrością i podziwem. Mówią że bogaci ludzie są bezuczuciowi i wredni dla otoczenia, ale ona, może i zgrywa zimną suke, ale taka nie jest. Trzeba ją tylko poznać i przede wszystkim zdobyć jej zaufanie.. 
Zaprowadziłem jej samochód pod domem lekarza, do pałacu nie mam dostępu więc jak wyzdrowieje to będzie mogła nim wrócić do domu. Pojechałem do siebie najszybszym autobusem jaki tylko był. Martwiłem sie o nią, zawsze sie o nią martwię. Nie raz już była ranna, czasami było tragicznie a czasami znosiła to bez pomocy lekarza. Wiem że jej gangsterska przeszłość zawsze będzie się za nią ciągnąć, ale Ona nigdy się nie poddaje. Mam nadzieje, że tym razem będzie tak samo.

~Oczami Nath~
Obudziłam sie w dość znanym mi pomieszczeniu. Przyzwyczaiłam wzrok do jasnych świateł i drzwi sie otworzyły.
D: Witam. - przywitał mnie mój stary znajomy.
J: Dzień dobry. Ile tu jestem?
D: Zaledwie od wczorajszej nocy.. - doktor spojrzał na mnie troskliwie. - Zawsze szybko sie budzisz...
J:  Nie mam czasu na spanie... - zaśmiałam sie sztucznie.
D: Po ostatnim postrzale obiecałaś mi, że tu nie wrócisz. - powiedział ze smutkiem.
J: Obawiam sie że mogę jeszcze nie raz tu wrócić. - podniosłam sie lekko i już wiedziałam gdzie trafiła mnie kula.
D: Musisz chociaż dwa dni poleżeć, żeby chociaż sie zrosło. - poinformował. Nie mogę sobie pozwolić na leżenie. Teraz gdy Bill i jego banda, wiedzą że jestem ranna, mogą zrobić coś Niallowi.
J: Postaram sie oszczędzać... - z trudem wstałam z łóżka i zaczęłam wychodzić.
D: Masz tu leki przeciwbólowe, jedz najwyżej trzy dziennie, więcej nie bo trafisz do mnie z powrotem. - uśmiechnął sie pokrzepiająco.
J: Dzięki. - mruknęłam i wyszłam z jego domu, moje auto stało na podjeździe, za co byłam wdzięczna Vikiemu. Odjechałam z piskiem opon dzwoniąc właśnie do Niego. - Jesteś w restauracji? - zapytałam od razu jak odebrał.
V: Jak sie czujesz? - zignorował moje pytanie.
J: Żyje, jesteś czy nie?! - warknęłam na Niego.
V: Tak, jest sporo ludzi, dajemy rade...
J: Za jakieś półtorej godziny będę...
V: Poradzimy sobie, nie przy... - rozłączyłam sie w połowie jego słowa. Nie interesowały mnie jego dobre chęci czy to, że sie zamartwia. Nie powinien tego robić! Wjechałam na swoją posiadłość, weszłam szybko do domu, od razu poszłam do łazienki. Z szafki wyjęłam nowy opatrunek i rozebrałam sie. Odkleiłam opatrunek z rany na brzuchu i weszłam pod gorący strumień wody. Mam nadzieje że już nigdy tego blondyna nie spotkam. Może w końcu zrozumiał, że zadawanie sie ze mną jest niebezpieczne. Chyba dostał wystarczającą nauczkę. Wyszłam z prysznica, wytarłam ostrożnie i dokładnie ciało w okolicy rany i przykleiłam nowy opatrunek. Chwile popatrzałam na swoje nagie odbicie w lustrze, pełno zadrapań, krwiaków i siniaków... Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem, ubrałam się w świeże ubrania. Wróciłam do łazienki by sie pomalować, zrobiłam to i związałam włosy w koka. Schodząc na dół wzięłam tabletki od doktora, ból był tak silny że łykłam od razu ze trzy. Wsiadłam do BMW i pojechałam do lokalu. W środku panował harmider, Viktor w ogóle sobie nie radził. Szybko weszłam do kuchni i zawiązałam lekko fartuch i zabrałam sie za zamówienia. Było ich całkiem sporo, ale na szczęście mój ból ustępował.
V: Miałaś nie przyjeżdżać. - koło mnie pojawił sie Vik. Nie chciałam z nim rozmawiać, zawsze mnie moralizuje po takich akcjach. 
J: Vik! Idź sobie stąd... Dla twojego własnego dobra idź i nie pokazuj mi sie dzisiaj. - ostrzegłam go, widziałam jak chłopak sie przestraszył. Odpuścił i odszedł, nawet zamówienia odbierał ode mnie inny kelner, gdzie zawsze robił to Vik. Ogarnęłam chaos w restauracji i panował porządek i spokój, a klienci dostawali swoje dania na czas. Pod koniec znów ból stał sie przeraźliwy, wzięłam kolejne jakieś dwie albo więcej tabletek i pojechałam do domu. Ledwo udało mi sie dojść do swojej sypialni. Położyłam sie na łóżku tak jak stałam. Czułam sie słabo i wszystko dookoła mnie wirowało. Z trudem przypomniałam sobie słowa lekarza: 'Weź trzy nie więcej..' . Policzyłam w głowie ile wzięłam i za dużo! Leki są naprawdę silne, ale i działały. Ból ustąpił i zamiast niego czułam jakbym przedawkowała jakaś kokę. Zasnęłam, nic nie czułam, nic nie słyszałam, kompletna pustka!
Obudziłam sie jak słonce wpadło przez okno w mojej sypialni. Podniosłam sie z lekkim bólem głowy, czułam sie dziwnie, taka otępiała. Wyszłam z sypialni i powędrowałam do łazienki, przypominając sobie o ranie w brzuchu. Zagoiła sie na tyle, że już nie potrzebowała tak dużego opatrunku. Wykapałam sie i przykleiłam mały plaster. Ubrałam sie, zabrałam telefon i zeszłam na dół. Wstawiłam wodę na kawę i odblokowałam telefon. Kilkanaście połączeń od Viktora i kilka od doktora. Wszystkie dostarczone jakieś trzy dni temu. Czułam jakby ktoś z życia wyrwał mi przynajmniej z tydzień. Wypiłam kawę i pojechałam do restauracji. Vik patrzał na mnie z troską i współczuciem, ja nie potrzebuje współczucia ani troski...
V: Jak sie czujesz? - podszedł do mnie.
J: Działo sie coś w restauracji? - zignorowałam jego pytanie.
V: Nieee.. - przeciągnął, on coś ukrywa!
J: Czego mi nie mówisz? - spojrzałam w jego oczy
V: Nic konkretnego, tylko...

...
_______________________

A ten rozdział jak wam sie podobał?! Nath poświęciła sie dla Nialla, myślicie że zrobi to jeszcze nie raz z takimi konsekwencjami?!
Myślę, że będziecie sie tego dowiadywać jeżeli będzie tu minimum 9 komów!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!





Naat

12 komentarzy: