CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!

niedziela, 28 czerwca 2015

82. You see Nathalie.. I am such as you.. !




Aloha!!
Może i to FF jest pomieszane, aż dziwne że ja sie nawet nie pogubiłam jeszcze :D Ale nie, ja wiem do czego to zmierza..! :D

Objaśnienie:
J: - ja(Nathalie, potem Niall)
N: - Niall (potem Nath)
____________


http://img2.stylowi.pl//images/items/o/201312/stylowi_pl_samochody-i-motocykle_16517790.gif
Zauważyłam, że z najbliższego auta wychyla się jeden koleś z bronią. Puściłam kierownice i 
odwróciłam sie tyłem do kierunku jazdy. Broń bardzo szybko znalazła sie w mojej dłoni i bez żadnych skrupułów pociągnęłam za spust. Wróg dostał w sam środek czoła, a jego kierowca był kolejny. Chwile później ich samochód wypadł z drogi, a my dalej uciekaliśmy. Widziałam na twarzy blondyna przerażenie i podziw. Nie wiem czy widział mnie kiedyś w akcji... Jechaliśmy bardzo szybko, podjechałam jak najbardziej mogłam do Nialla.
J: Choćby nie wiem co, nie zatrzymuj sie... !!
 - krzyknęłam do niego, skinął głową i dodał gazu. Wiedział gdzie ma dotrzeć, ja zostałam z tyłu i ulżyło mi jak widziałam, że Niall wymija kolejne samochody... Strzelałam do naszych wrogów bez wyrzutów sumienia.
 Kończyła mi sie amunicja w magazynku, ale miałam jeszcze mój nóż, Tylko użycie go wiąże sie z podjechaniem do nich bardzo blisko. Został mi tylko jeden samochód z dwoma typami, zbliżyłam sie do pasażera i bez żadnego zawahania wbiłam mu nóż w serce, usłyszałam tylko strzał i poczułam rozdzierający ból w barku. Spojrzałam wściekła na kierowce i widziałam że chce wystrzelić po raz kolejny. Z prędkością światła rzuciłam moim sztyletem i trafiłam go w szyje. Zdążył jeszcze raz wystrzelić i kula otarła sie o ten sam bark. Krew wyciekała bardzo mocno i na ścigaczu nie dała bym rady jechać. Wskoczyłam do tego samochodu zanim wypadł z drogi, wyrzucając z niego martwego kierowce. Gdy opanowałam auto, przyszła kolej na pozbycie sie pasażera. Bez zatrzymywania sie otworzyłam drzwi i wykopałam go na ulice. Czułam że słabnę, a jeszcze mam jakieś 50 km. Przyciskałam dłoń do rany, starając sie ją zatamować, ale zaraz miedzy palcami wydostawała sie krew. Wciskałam gaz do podłogi by jak najszybciej znaleźć sie przy blondynie. Nie może być sam, to dla niego niebezpieczne. Udało mi sie przejechać tą odległość na resztkach sił, wyszłam ledwo z samochodu i zapukałam do drzwi. A potem tylko ciemność...
    Obudziłam sie jakiś czas później, nie wiem ile byłam nieprzytomna. Wyszłam z łóżka i zeszłam na dół. W salonie ze zmartwioną miną siedział Niall. Zignorowałam to i poszłam do kuchni, napiłam sie wody i wróciłam do sypialni. Zabrałam świeże ubrania, poszłam do łazienki i ogarnęłam sie trochę. Zmylam z ciała zaschnięta krew, moja rana była zawinięta w bandaż. Horan musiał sie mną zając. Odświeżyłam sie, włosy związałam w koka, nałożyłam na twarz krem oraz pomalowałam sie delikatnie. Zrobiłam nowy opatrunek, ubrałam sie i dopiero teraz poszłam do blondyna. Chyba adrenalina teraz ze mnie schodziła, bo ból nasilał sie z sekundy na sekundę.
J: Jak sie czujesz? - spytałam widząc jego zmęczona twarz. Zajęłam miejsce obok niego i powoli oparłam obolałe plecy o kanapę.
N: Jaa?! - zdziwił sie - Nic mi sie nie stało. - rzucił - Może powinnaś jeszcze odpoczywać? - miałam wrażenie że jest zły, tylko o co? Skoro jesteśmy bezpieczni a tamci goście nieżyją. 
J: To nie będzie trudne, bo kilka dni na pewno tu zabawimy... - mruknęłam i wstałam z miejsca. Zrobiłam sie głodna, więc poszłam do kuchni. Starałam sie zrobić coś do jedzenia, ale ręka tak mnie bolała, że nawet noża nie mogłam utrzymać. Tyle razy już byłam postrzelona, ale bark to jedno z najbardziej bolesnych miejsc. - Kurwa mać!! - krzyknęłam gdy po raz kolejny nóż wypadł mi z reki i rzuciłam nim o ścianę. Odbił sie z hukiem i spadł na podłogę. Zrezygnowałam z robienia sobie kolacji i usiadłam z kartonem soku przy stole. 
N: Co sie stało? - usłyszałam jego łagodny głos, chwile potem siedział koło mnie.
J: Nic. Nie zawracaj sobie mną głowy... - mruknęłam, nie chciałam go ranić, on nie jest niczemu winny... Blondyn wstał z miejsca i wziął szklankę z szafki, przyglądałam mu sie cały czas i widziałam jak na jego twarzyczce maluje sie uroczy uśmiech.
N: Proszę... - postawił przede mną szklankę z sokiem. - Jesteś głodna?! - zapytał troskliwie. Ten chłopak działa na mnie jak lek na ból, moje samopoczucie od razu sie poprawiło. 
J: Straciłam ochotę na jedzenie... - przyznałam. Horan znów sie uśmiechnął i zaczął wyciągać z szafek potrzebne mu produkty.
N: Na co masz ochotę? - spojrzał na mnie. Na Ciebie!! Krzyknęło mi w myślach, uśmiechnęłam sie na samą myśl o tym, ale potrząsnęłam głową by to z siebie wyrzucić.
J: Zdam sie na Ciebie. - teraz to sie śmiałam. Nialler patrzał na mnie z rozbawieniem, ale nic nie powiedział. 
N: Jak mam się tobą nie przejmować? Hm? - zapytał nagle. 
J: Nie wiem, w naszym... - urwałam - ... w moim swiecie nie ma miejsca na troskę. - powiedziałam ciszej
N: W takim razie co ja tu robie? Po co w ogóle mnie bronisz? - odpowiedź na to pytanie jest wciąż skomplikowana. Bez odpowiedzi wstałam z miejsca i powędrowałam do łazienki. Ból był bardzo silny i nie mogłam ruszać ręką. Wyjęłam z apteczki dwie mocne tabletki i wróciłam do kuchni. Popiłam je sokiem i teraz pozostało mi poczekać na działanie leku. Usiadłam w wygodnym fotelu, włączyłam tv i pogrążyłam sie we własnych myślach. 
N: Proszę. - zauważyłam blondyna stawiającego pyszne naleśniki na stolik przede mną. Uśmiechnęłam sie do niego i wzięłam widelec w zdrową rękę. Jadłam powoli, chyba leki zaczęły działać, bo robiłam sie senna i ledwo kontaktowałam, a obraz sie rozmazywał. - Nath wszystko w porządku? - zmartwił sie i złapał mnie za bark. Od razu syknęłam z bólu, to te postrzelone ramie - Przepraszam. - zabrał dłoń, poczułam jak bierze mnie na ręce i układa na kanapie. 
Chwile później widziałam wszędzie krew, mnóstwo trupów... Pełno łusek po pociskach, sztyletów i innych noży...
J: Co tu sie stało? - pytałam sama siebie, to było przerażające nawet dla mnie. Szłam jak mi sie wydaje po moim pałacu. Te trupy to nie byli wrogowie, nie znałam połowy, ale ta druga część to... To ci dobrzy znajomi... Bruno, Carl, Zayn, Hazz, Liam i nawet wredny Tomlinson... Przeszłam do salonu, na ścianach było pełno rozchlapanej krwi, moje serce biło zdecydowanie za szybko. Zauważyłam na kanapie jakieś martwe dzieci, poczułam jak moje serce sie na chwile zatrzymuje... - Nie wierze. - zakryłam sobie usta widząc Nialla. Stał tam na środku i patrzał na otaczające nas trupy. Jego mina była zadowolona, jego ubranie, twarz, dłonie były całe w czerwonej cieczy. Trzymał zakrwawiony nóż w reku.. - Niall..? - szepnęłam, nagle nie wiadomo skąd w jednej z jego dłoni pojawiła sie odcięta głowa.

N: Oni wszyscy nam zagrażali Skarbie... A on najbardziej! - zaśmiał się złowieszczo i pokazał mi odciętą głowę, to Viktor...
J: Nie!! - krzyczałam. Wybiegłam z pomieszczenia, ale nie mogłam stamtąd uciec. Wszędzie gdzie nie weszłam widziałam Nialla z głową Vika. 
N: Widzisz, stałem sie taki jak Ty. - ciągle słyszałam to jedno zdanie..


*Oczami Nialla*
        Położyłem Nathalie na kanapie, martwiłem sie o nią. Widać było że wziąż jest osłabiona. To moja wina! Gdybym został z nią pewnie nic by jej sie nie stało... 
Przykryłem ją kocem i usiadłem obok niej. Zastanawiało mnie to dlaczego tak szybko musieliśmy uciekać z pałacu. Nathalie jak zwykle nic mi nie wyjaśniła. Po tej jatce na autostradzie nie sądzę, żebyśmy mogli dalej mieszkań w pałacu...
Brunetka zapadła w bardzo głęboki sen, nawet sie nie przebudziła gdy przenosiłem ją do sypialni. Nie wiem na ile tu będziemy. Mam nadzieje że niezbyt długo, bo to kompletne zadupie. Nic tu nie ma, nasz domek stoi schowany wśród wielkich drzew, a dookoła jest las... Z resztą większość pomieszczeń w tym domu są schowane pod ziemią. Myśle że nawet z powietrza nie widać tego domku. Jak za pierwszym razem tu przyjechałem to nie wiedziałem nawet gdzie są drzwi. 
Położyłem sie obok Nathalie i wpatrywałem sie w nią, zasnąłem mimowolnie, ale w nocy poczułem że drży, była też rozpalona, a ciało lśniło jej od potu.
N: Nie Niall! - wykrzykiwała. - Nie możesz!! - najwyraźniej miała koszmar - Nie możesz być taki jak ja!! - miotała się, szybko z łazienki wziąłem zmoczona szmatkę i ochładzałem ją. Musiała mieć przerażający sen, pewnie przez ten ból. Postrzał był poważny, z trudem zatamowałem jej to krwawienie, pocisk przebił ją na wylot... To co sie dzieje w moim życiu nigdy by sie nie wydarzyło gdyby nie ona. Czasami zastanawiam sie, po co ja pchałem sie do jej życia? Skoro ona trzymała mnie na dystans. Nie poddawałem i doszliśmy razem tu gdzie doszliśmy... Ciągłe strzelaniny, ucieczki, zabijanie, z jednej strony mam jestem przerażony. Nigdy bym nie pomyślał, że Nathalie jest zawodowym zabójcom. A z drugiej strony oswoiłem się z tą świadomością, stało się to moją codziennością. Czuje że gdybym sobie odpuścił poznanie jej to żałowałbym tego bardziej, niż się teraz boje...

...

__________________
To jak?! wiecie że jak będziecie komentować tak żeby dodawać rozdziały codziennie lub co dwa dni, to może za dwa tygodnie go skończę :D Ja nie wiem co będę robić ?
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

sobota, 27 czerwca 2015

81. I'll do everything.. You must be safe!

Hejo!!
Widzicie!!
Są w miarę szybko spełniane warunki i są kolejne rozdziały!!
Ja tracę sens tego co robię.. :/  Przepraszam!!

Objaśnienie raczej znajome! Pisane jest tu oczami Nathalie.
__________________________

N: Co masz na myśli?
J: Musimy cie wytrenować, wyszkolić. Nauczyć korzystać z broni. - stwierdziłam - Wtedy będzie prościej, bo będziemy mogli razem ich załatwiać.
N: Może to i dobry pomysł. - nie był dość przekonany. Podniosłam sie z miejsca i usiadłam koło niego.
J: Niall, dasz rade... Ja to wiem. Ja w Ciebie wierze... - starałam sie go pocieszyć, ale chyba średnio mi to wychodziło.
N: Taak... 
 - uśmiechnął sie nerwowo i wyszedł z salonu. Nie szlam za nim, nie miało to sensu. Wiem że ostatnie kilka dni są dla niego trudne. Nie rozmawiamy zbyt często od czasu powrotu do pałacu, ale muszę sie zmienić i pokazać mu, że on też ma we mnie wsparcie, tak jak ja w nim.. Tylko że to moje popieprzone życie polega na ciągłym strachu, nie wiem czy on w takim da rade żyć... Poszłam do sypialni i przebrałam sie w piżamę. Usiadłam w biurze i zaczełam planować jak nauczyć wszystkiego Nialla. Dobijało mnie to, że nie mogę mieć normalnego życia, bez ciągłej obawy że stracę kogoś bliskiego tak jak ostatnio! Bill tego pożałuje! 
Dwa razy zabili mi dziecko... Chciałabym w końcu mieć normalne życie. Zakochać sie, wyjść za maż, założyć rodzinę... 
Spędziłam w biurze jakieś dwie lub trzy godziny, od razu poszłam do Nialla, leżał na swoim łóżku tyłem do drzwi, miał zapaloną jedną lampkę przez co panował półmrok.
J: Niall? - zapytałam szeptem, nie odezwał sie. Podeszłam do niego i usiadłam na brzegu łóżka. - Wiem że jest Ci z tym źle, ale musimy sobie poradzić. Szczerze mówiąc sama mam już dość... Ale od tego zależy nasza przyszłość. Jeżeli naprawdę nie chcesz zabijać, to odsuń się od tego. Wyjedź gdzieś daleko, a ja postaram sie zrobić wszystko żeby nikt się nie dowiedział gdzie jesteś... Nie pozwolę im cie skrzywdzić... - powiedziałam cicho lecz pewnie. - Zrobię wszystko co w mojej mocy. - wstałam z miejsca i poszłam do siebie. Podeszłam do regalu z książkami i wpatrywałam sie w nie, czytając tytuły.

Wybrałam jedną książkę, przeczytałam prolog i postanowiłam przeczytać ją całą... Razem z ksiażką i ciepłą herbatą zeszłam na najniższy poziom całego pałacu. Nikt o nim nie wie, Nawet Niallerowi nie pokazałam tego poziomu, kochałam to miejsce... Nie było tam prawie nic, tylko schody prowadzące do tego pomieszczenia. Na ścianach malownicze długie obrazy, od sufitu  aż do podłogi, zwisał tam wielki żyrandol, a podłoga? Była niesamowita, cała ze szkła, wyglądało to jakby pod pałacem był jakieś źródełko... Usiadłam na środku, herbatę zostawiłam na schodach i zaczęłam czytać... Szybko jednak odłożyłam książkę na bok, położyłam sie na plecach i podziwiałam malowidła... W mojej głowie pojawiało sie setki myśli i Niall. Jeżeli mi nie pomoże to będzie mi coraz ciężej, ale poradzę spbie... Może pogodzę sie z Tomlinsonem i... Nie! Ja nie działam w takich duetach. Położyłam książkę na szczyt mojej wieżyczki z innych powieści i wróciłam do sypialni. Od straty dziecka nie śpię z Niallem, a raczej to on nie śpi  ze mną. Zasnęłam wykończona. Już sama przed sobą przyznaje że jestem tym wszystkim cholernie zmęczona... 

    Wróciłam do domu po całym dniu gotowania w restauracji. Nialler pewnie siedział w pokoju z grami albo w salonie. Wzięłam szybki prysznic i w sypialni zaczęłam wybierać luźniejsze ubrania. Miałam już na sobie spodnie i gdy zakładałam sweterek do sypialni wszedł blondyn. Spojrzałam na niego i naciągnęłam na ramiona ubranie.
N: Naucz mnie tak żebym nie był dla ciebie ciężarem. - wyczułam w jego głosie ból.
J: Nie jesteś dla mnie ciężarem. - podeszłam do niego.
N: Ale jest Ci coraz ciężej, to wszystko cie wykańcza. Chce ci pomóc i chociaż małym stopniu cie odciążyć. - był pewny swojej decyzji.
J: Od czego chcesz zacząć? - wyszliśmy z sypialni zmierzając do siłowni.
N: Ty wiesz najlepiej. - mruknął
J: To może najpierw pozbędziesz sie strachu. - uśmiechnęłam sie do niego. - Nauczę Cie kilku chwytów samoobrony, korzystania z broni, białej też... - zaczęliśmy od ostrego treningu. Pokazałam mu jak wyprowadzać prawidłowo ciosy, po jakimś czasie chciał spróbować swoich sił. Zmierzyliśmy sie i już po kilku sekundach położyłam go na mate. Dużo się przy tym śmieliśmy, Czułam jakby wracał mój Niall. Z każdym kolejnym razem Horan uczył sie jeszcze więcej...
    Po tygodniu Niall potrafił posługiwać sie bronią tak, że w najgorszym wypadku obronił by sie sam. Byłam zadowolona z postępów jakie w nim widziałam. Przez to że spędzaliśmy ze sobą więcej czasu znów sie do siebie zbliżyliśmy. Nie mogłam się jednak przemóc do pokazywania mu tego co ja czuje. Tym bardziej teraz kiedy jest możliwość że i on będzie zabijał... To może oznaczać, że któregoś dnia sam zostanie postrzelony albo zabity...

J: Umiesz jeździć na motorze? - spytałam poddenerwowana, gdy znalazłam go w salonie.
N: Kiedyś miałem skuter... - przyznał z lekkim uśmiechem. Nie znał jeszcze powagi sytuacji...
J: To prawie to samo. Bierz niebieski! - rzuciłam mu kluczyki. Nie miałam czasu na naukę jazdy na motorze, musi sobie poradzić. Niemal biegiem znaleźliśmy sie w garażu, szybko schowałam broń za pasek od spodni na plecach i w błyskawicznym tempie odsłoniłam moje czarne Kawasaki. Niall niepewnie odkrył swoją maszynę i spojrzał na mnie przerażony.
N: To samo...? - jego oczy były wielkie jak spodki.
J: Dajesz tylko gaz, to automat. - powiedziałam szybciej i zajęłam miejsce na motorze. - Musimy się pospieszyć. - garaż był już otwarty - A Horan masz... - podałam mu małą broń, nie zwlekał i tak jak ja, schował swoją za plecami. Wyjechaliśmy z garażu zostawiając za sobą mój wspaniały pałac. Mam nadzieje że wszystkie alarmy i zabezpieczenia wytrzymają i będziemy mogli tu wrócić. Na pełnym gazie wyjechaliśmy na autostradę. Niall z początku sobie słabo radził, ale po kilku minutach wyczuł motor i myślę, że spodobało mu sie. Mi też by sie podobała ta przejażdżka, gdyby nie nasz ogon. Wlusterkach widziałam że za nami jedzie kilka czarnych, terenowych samochodów. Zauważyłam, że z najbliższego auta wychyla się jeden koleś z bronią. Puściłam kierownice i 

odwróciłam sie tyłem do kierunku jazdy. Broń bardzo szybko znalazła sie w mojej dłoni i bez żadnych skrupułów pociągnęłam za spust. Wróg dostał w sam środek czoła, a jego kierowca był kolejny. Chwile później ich samochód wypadł z drogi, a my dalej uciekaliśmy. Widziałam na twarzy blondyna przerażenie i podziw. Nie wiem czy widział mnie kiedyś w akcji... Jechaliśmy bardzo szybko, podjechałam jak najbardziej mogłam do Nialla.
J: Choćby nie wiem co, nie zatrzymuj sie... !!
...

_________

Standardowo pytam co sądzicie?! 
Standardowo chce 12 komów do nexta.. :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!



Naat

piątek, 26 czerwca 2015

80. We are too weak..

Hejo hej!!
Zapewne widzieliście już nową reklamę perfum :D <3 Between Us?! <3
A jeśli chodzi o FanFiction to nieubłaganie zbliżamy sie do końca.. Może będzie jakieś jeszcze 20 rozdziałów.. Maxx..
____________________


*Wciąż oczami Nialla*
    Znalazłem ją w ostatnim pokoju do jakiego wszedłem. Leżała skulona, trzęsąca sie na łóżku. Moje serce miękło, podszedłem do Niej, biorąc z fotela koc, przykryłem ją i położyłem sie za jej plecami przytulając się do Niej...
J: Nie przestane cie kochać, nigdy... - szepnąłem i sam starałem sie uspokoić. W głowie mi sie nie mieściło, że była w ciąży... Byłem wściekły, ale jej stracić nie mogę. A dziecko? Kocham je, mimo że dowiedziałem sie wczoraj, zawsze będę je kochał, było częścią mnie...
    Gdy otworzyłem oczy nie było jej w moim uścisku. Bałem sie że znów gdzieś zniknie. Szybko usiadłem i zauważyłem ją na skraju łóżka, odetchnąłem. - Nath? - usiadłem obok niej. - Nie zostawię Cie... - zapewniłem ją.
N: Spieprzyłam Niall. Nie pierwszy raz ktoś przeze mnie umiera, ale... - znów zaczęła płakać. 
https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUPVsQbxf9ykaOjRJTkuK0ModvEGkZzVWmnm6vX02KA2ThtZnSlfXtLDiyTipoiDrLAtgSqtM61IR1RbASOOzLk1ekImz9WisvvbA9fIBbYsMtqH4lZoGtYVy6H79e6QZ3ecM4DqB7bKI/s1600/gif2_large+(1).gif
J: Nie płacz... - objąłem ją.
N: Straciłeś kiedyś kogoś bliskiego? Ale tak bardzo bliskiego, tak że sam miałeś ochotę umrzeć? - nakręcała sie, jej oddech stawał sie szybszy, głos mocniejszy...
J: Tak. Mimo że miałem zaledwie 4 lata... Kochałem tą dziewczynkę, a ona zniknęła tak z dnia na dzień. Wiem co czujesz, dlatego nie chce stracić Ciebie! - wyznałem, Nathalie wtuliła sie we mnie. Oby mi wierzyła! - Kocham Cie... - ucałowałem jej głowę. Brunetka nic nie odpowiedziała, normalne że na takie słowa mi nie odpowiada. - Wracajmy do domu. - odsunąłem sie delikatnie od niej. Bez słowa podniosła sie z miejsca i zabrała swoje rzeczy. Wyszliśmy z domku, widziałem po Nathalie, że nie czuje sie najlepiej. - Jedziemy jednym! - zarządziłem i poprowadziłem jej do auta którym przyjechałem. Już wiem, że będzie milczeć przed kolejne dni...
    Tak było, Nath nie odzywała sie, zamknęła sie w sobie. Viktor też sie martwił, dzwonił do mnie, jak ona nie odbierała, ale powiedzieć o dziecku mu nie mogłem... Zszedłem na dół do siłowni, wiedziałem że dziewczyna tu jest. Nathalie biegała na bieżni. Długo musiała już ćwiczyć bo jej koszulka była mokra, a poliki czerwone. Ciężko oddychała, ale nie moglem jej rozproszyć. Bieżnia była na bardzo szybkim trybie i mogłaby zrobić sobie krzywdę. Stwierdziłem, że pójdę popracować do końca nad domkiem nad jeziorkiem. Zabrałem z garażu potrzebne mi narzędzia, kilkanaście desek i pojechałem na miejsce mojej budowy. Altanka nabiera końcowych kształtów, ściany powymieniane, wystarczy skończyć mały tarasik i poprzybijać kilka desek. Zrobiłem to, teraz kolej na dach nad tym tarasem... Myślałem o mojej Nath, po tym wypadku, po stracie naszego dziecka, dziewczyna znów stara sie nie okazywać żadnego uczucia. Tak jak długo pracowałem na to by chociaż w pałacu je okazywała tak teraz nie ma niczego. Wróciło jej skamieniałe serce!
Całość zajęła mi kilka godzin, posprzątałem wszystko i wróciłem do pałacu. Nathalie była w kuchni i przygotowywała, najprawdopodobniej, kolacje.
J: Hej... - podszedłem do niej i cmoknąłem jej policzek. Nie wykazała żadnego zadowolenia moim gestem. Już wiedziałem że coś jest nie tak i najlepiej będzie jak zniknę jej dzisiaj z oczu.
N: Cześć.. - mruknęła, nie odezwałem sie już tylko poszedłem do siebie, zabrałem czyste ubrania i znalazłem sie w łazience. Nagi wszedłem pod prysznic mogłem sie zrelaksować. Nie mam pojęcia co ją dzisiaj ugryzło. Myślałem, że przez naszą wspólną tragedię się do siebie zbliżymy, a tu raz jest jak do rany przyłóż, a raz bez kija nie podchodź. Nie zapytam o co chodzi tym razem, bo mógłbym tego nie przeżyć. Nathalie jest nadpobudliwa gdy jest wkurwiona. Kocham ją, ale takie jej zachowanie odsuwa ją ode mnie. Ubrałem sie i wyszedłem z łazienki, byłem głodny, ale nie chce jej wchodzić w drogę, zszedłem więc do drugiej kuchni i zabrałem sie za robienie kolacji..

*Oczami Nathalie*
Nie mam już sił, wszystko sie posypało, muszę wykombinować coś by było lżej...
J: Niall gdzie jesteś!?? - krzyknęłam na cały dom. 
N: W kuchni... - usłyszałam i skierowałam sie w tamtym kierunku. Weszłam do pomieszczenia i nikogo tam nie zastałam.
J: Kurwa Niall!! - warknęłam - Nie baw sie ze mną! - wykrzyknęłam wściekła.
N: Nie ta kuchnia! Ale chodź do salonu!! - wzięłam jeden głęboki wdech i poszłam do dużego pokoju. Chłopak na szczęście już tam był i oczywiście jadł. Nie odezwałam sie tylko usiadłam na przeciwko niego i starałam sie uspokoić nerwy. - Chcesz? - uśmiechnął sie do mnie, Niall bardzo często próbuje rozładować moje złości swoim uśmiechem i udaje mu sie, ale nigdy tego nie pokazuje...
J: Nie. Przez chwilą dowiedziałam sie, że szykuje sie na nas spora grupa Sokołów... - powiedziałam zgodnie z prawdą. W jego oczach było widać przerażenie.
N: I co teraz zrobimy? - spytał przestraszony i odsunął od siebie posiłek. Zauważyłam, że jak sie denerwuje to przestaje mieć ochotę nawet na jedzenie.
J: Jesteśmy zbyt słabi żeby sie bronić. Wiec musimy atakować. - widziałam na jego twarzy niezrozumienie.
N: Co masz na myśli?
J: Musimy cie wytrenować, wyszkolić. Nauczyć korzystać z broni. - stwierdziłam - Wtedy będzie prościej, bo będziemy mogli razem ich załatwiać.
N: Może to i dobry pomysł. - nie był dość przekonany. Podniosłam sie z miejsca i usiadłam koło niego.
J: Niall, dasz rade... Ja to wiem. Ja w Ciebie wierze... - starałam sie go pocieszyć, ale chyba średnio mi to wychodziło.
N: Taak.. 
...

_____________________
 Dziękuje że czytacie!!
12 komów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Minimum!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

czwartek, 25 czerwca 2015

79. I will never stop to love you, NEVER!!

Hej! 
Mam pytanie co do tego jak postrzegacie to FF..
Zostałam zapytana czy chce pokazać Nialla jako 'nieudacznika'.. Oczywiście że NIE!! Niall jest tak a nie inaczej pokazywany tylko dlatego że Nathalie tak nim rządzi.. Jak to sie mówi dla miłości zrobi sie wszystko, między innymi chodzi tu o to.. Ale nie zauważyliście że Horan stawia coraz bardziej na swoim?!
Ktoś jeszcze podobnie uważał? Mam nadzieje, że rozwiałam wątpliwości.. :*

Objaśnienie:
J: - ja (Niall, potem Nath i znów Niall)
N: - Nath ( Potem Niall i znów Nathalie),
H: - Harry,
Lou: - Louis.
__________________

*Wciąż oczami Nialla*
N: Zrobisz coś dla mnie? - zapytała cicho.
J: Wszystko. - odpowiedziałem niemal od razu.
N: Pójdziesz spać dzisiaj do siebie? Chce zostać sama. - znów głos jej sie załamywał. Takiej prośby sie nie spodziewałem.
J: Zrobie to, ale jakbyś czegoś potrzebowała wiesz gdzie jestem. - podniosłem sie z miejsca.
N: Niall!? 
- zatrzymała mnie.
J: Tak? - spojrzałem na nią.
N: Zabierz stąd każdą broń... - w jej oczach było... Było coś, co mówiło że jest na skraju załamania, że to niesamowicie ją męczy...
J: Powiesz mi gdzie jest? - brunetka zaczęłam mi mówić gdzie są pochowane pistolety, karabiny, sztylety, a nawet miecze. - To już wszystko?
N: Jeszcze ta... - wyjęła spod poduszki wielką spluwę. Odebrałem ją i z całą artylerią wyszedłem z pomieszczenia. Nie wiem gdzie to położyć, moja sypialnia jest wielka, ale nie wiem czy nie będę sie bał przy tym wszystkim spać. Lepiej niech tu jej nie będzie, może Nath przyjdzie w nocy... Zaniosłem to do innej sypialni i ostrożnie położyłem wszystko na łóżko. Sporo tego i pomyśleć że taka ilość była tylko w jednym pomieszczeniu. Ciekawy jestem czy coś jest u mnie w sypialni... 
Poszedłem tam i nie miałem zamiaru szukać broni. Przebrałem sie w dresy i poszedłem spać. Byłem wykończony tym szpitalem, tą tajemnicą. Różne myśli przychodziły mi do głowy, ale żadna nie była racjonalna. Może to ma związek z tym osłabieniem jej, ale zapewniała mnie że to tylko przemęczenie.......
http://data.whicdn.com/images/47178199/707754531_large.gif
*Oczami Nath*
    Nie mogłam spać, w głowie ciągle miałam tą straszną myśl. Straciłam kolejne dziecko!! Nie przeżyje już tego!! 
Gdy jednak udało mi sie zasnąć przyśniła mi sie noc mordowania mojej robiny. Obudziłam sie cała zalana potem. Bałam sie, bałam sie wszystkiego!! Bałam sie jak wtedy! Trzymając sie za brzuch płakałam na głos.
J: Dlaczego to musiało sie stać?!! - krzyczałam z płaczem - Moje dziecko!! - nie mogłam powstrzymać łez, krzyku i tej pierdolonej świadomości, że jego już nie będzie. - Aaaaaaaaaa!!!!!!!!!!
N: Nathalie? - usłyszałam go, z prędkością światła położył sie koło mnie i przytulił bardzo mocno do siebie. Płakałam jeszcze bardziej.
J: Jego już nie ma Niall!! - zaciskałam pięści na jego koszulce.
N: Ciiiii... Wszystko będzie dobrze, wyjdziemy z tego razem... - jego uścisk rósł w siłę.
J: Niall jego nie ma. Już nigdy nie będzie... - mój głos słabł, teraz był już tylko płacz. - Nie będzie... - powtórzyłam ciszej.
N: Kogo nie ma... Powiesz mi prawdę? Ja muszę wiedzieć... - prosił.
J: Niall ja... ja... - zanosiłam sie płaczem - Ja byłam w... w ciąży. - chłopak od razu poluźnił uścisk. Nie chciałam patrzeć w jego oczy, pewnie mnie teraz nienawidzi!
N: Kogo to dziecko? - zapytał bez uczuć. Odsunęłam sie od Niego i milczałam patrząc jak jego twarz przybiera kamienny wyraz. - Kogo to dziecko?! - powtórzył głośniej, podniósł sie z łóżka i patrzał na mnie takim wzrokiem... takim wściekłym! Również wstałam i stanęłam na przeciwko niego, powoli zaczęłam do niego podchodzić - Odpowiadaj! - krzyknął na mnie. On zamiast być przy mnie jest na mnie zły.
J: A jak ci sie, kurwa, wydaje?! Nie spałam z nikim poza tobą! - wykrzyczałam mu prosto w twarz.
N: Przecież nie doszło między nami do...
J: W klubie. - przerwałam mu
N: Czyli to prawda, że podstawiłas mi tą dziewczynę?! - chłopak nic więcej nie powiedział, odwrócił sie i wyszedł zostawiając mnie samą! Ze złości zrzuciłam wszystko z komody! Nie mogłam tu zostać, muszę zniknąć. Zabrałam kluczyki, wsiadłam do mojego najszybszego auta i wyjechałam z posiadłości. Niesamowicie szybko znalazłam sie na autostradzie i nie zwracając na ograniczenia prędkości jechałam do
domku w lesie. Musze być sama, może mi przejdzie albo umrę z wyrzutami sumienia! Zanim tam dojechałam, zaczęło świtać, jednak słońca dzisiaj nie będzie i oby nie pokazywało sie przez kolejne lata. Zaparkowałam pod chatką, łzy wyschły już na mojej twarzy, ale i tak zaraz pojawią sie nowe. Zamknęłam sie w sypialni, skuliłam na łóżku i starałam sie oddychać, ściskało mnie w żołądku, w gardle i w sercu. Ból fizyczny to nic w porównaniu ze świadomością że straciło sie kolejne dziecko.
    Usłyszałam dźwięk telefonu, łzy tak rozmazywały mi ekran że nie mogłam zobaczyć kto dzwoni. Odebrałam jednak i przyłożyłam sprzęt do ucha.
J: Tak? - starałam sie by zabrzmiało normalnie.
N: Gdzie jesteś? - to Niall. Jego głos niby pełen troski, ale to już nie to samo co wcześniej. Nie ma to już dla mnie żadnego znaczenia.
J: Nie szukaj mnie, chce umrzeć sama... - wychlipałam i sie rozłączyłam. Łzy od nowa moczyły moja poduszkę. Resztkami sił wyłączyłam telefon i odpłynęłam w zapomnienie...

*Oczami Nialla*
J: Rozłączyła sie... - powiedziałem zrezygnowany - Znalazłeś ją? - spojrzałem na Hazze. Loczek miał ją podczas tej rozmowy namierzyć.
H: Mało brakowało. Przykro mi stary. - powiedział smutniej.
J: Mi też. - rzuciłem cicho. - A weź może sprawdź czy jej auto nie ma czujnika GSP. - wpadłem na pomysł. Może jednak sie uda.. Podyktowałem mu numery rejestracyjne i wpisał wszystko gdzie trzeba. Patrzałem na monitory z ogromna nadzieją.
Lou: Mam! - wszedł do pomieszczenia.
J: Znalazłeś Nathalie? - zapytałem od razu.
Lou: Co? Nie?! - spojrzałem wściekle na Niego. - Żartowałem, - uśmiechnął sie - Masz, to adres. - już mnie nie było. Wyszedłem stamtąd zabierając z jego rąk karteczkę z adresem. Wprowadziłem to w nawigacje i .. i jest daleko... Sporo kilometrów za miastem. Cieszyłem sie że mogłem patrzeć jak Nathalie jeździ gdy jest jakieś zagrożenie, nauczyłem sie od niej czegoś. Tak jak ona, łamałem każdy przepis. Nie interesowało mnie nic, tylko to by jak najszybciej przy niej być... Udało sie, po niecałych 4 godzinach dojechałem. Bez skutecznie próbowałem sie do niej dodzwonić, wszedłem szybko do środka i zacząłem jej szukać. Wchodziłem do każdego pomieszczenia. Znalazłem ją w ostatnim pokoju do jakiego wszedłem. Leżała skulona, trzęsąca sie na łóżku. Moje serce miękło, podszedłem do Niej, biorąc z fotela koc, przykryłem ją i położyłem sie za jej plecami przytulając się do Niej...
J: Nie przestane cie kochać, nigdy... - szepnąłem i sam starałem sie uspokoić. W głowie mi sie nie mieściło, że była w ciąży... Byłem wściekły, ale jej stracić nie mogę. A dziecko? Kocham je, mimo że dowiedziałem sie wczoraj, zawsze będę je kochał, było częścią mnie...

...
________________________

Co sądzicie o tym rozdziale? To już 79, zaraz 80.. ! Cieszycie sie czy chcielibyście żeby sie już skończyło?!!!
Mysle że 12 komów bedzie okay!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

środa, 24 czerwca 2015

78. What happened?! (Vas Heppening? ^^)

Witam!! <3
          Najpierw co muszę wam powiedzieć to, to że na blogu: 'Róże pachnące miłością' są już BOHATEROWIE!!! No moje kochane czytelniczki.. Będziecie wierne mi i tam? :* Niemniej jednak, jesteście wspaniali!! Wszyscy!! <3
          Wiecie co.. Mam takie jedno małe marzenie.. Żeby kiedyś, ktoś z własnej nieprzymuszonej woli założył o mnie stronkę :D Wiem, głupie..! -,-
Nie przeciągam.. :*

Objaśnienie:
J: - ja (Niall)
N: - Nathalie,
D: - doktor,
K: - komputer,

_______________________

Na miejscu znalazłem tylko Nathalie i pewnie jakiegoś chłopaka. Dziewczyna ledwo co stała na nogach, a szatyn leżał w kałuży krwi. Podszedłem ostrożnie do Niego, by sprawdzić czy nie żyje. Kucnąłem przy nim i miałem racje, był już martwy. Nathalie jest niezłą zawodniczką. Kątem oka zauważyłem jak dziewczyna upada na ziemie. Szybko zerwałem sie na nogi i podbiegłem do niej. Podniosłem delikatnie jej głowę.
J: Nathalie co ci jest? 
- zapytałem przestraszony. Brunetka nic nie odpowiedziała, zauważyłem że trzyma rękę na brzuchu. Przyjrzałem sie i spostrzeglem że spod jej palców wypływa krew, a koszulka wsiąka ją jak gąbka. - Wytrzymaj! - wziąłem ją ostrożnie na ręce i zacząłem jak najszybciej iść do samochodu. Dziewczyna wtuliła sie we mnie i ciężko oddychała.

N: Zabierz mnie do domu. - wymruczała. Położyłem ją na tylnym siedzeniu i z jeszcze większą prędkością wracałem do pałacu. Zeskanowałem swój palec.
K: Witam panie Horan. - usłyszałem głos komputera i brama zaczęła sie otwierać. Byłem szczęśliwy że Nath mi zaufała i wprowadziła moje dane do systemu. Jednak nie to jest teraz najważniejsze, tylko to że ona pomału mi tu umiera. Zaniosłem ją do specjalnego pokoju w którym było najsterylniej. Położyłem ją na łóżku i zadzwoniłem do jej doktora.
J: Nathalie została postrzelona. - powiedziałem gdy tylko odebrał.
D: Gdzie?
J: W brzuch..
D: Kurwa, to niedobrze... - pierwszy raz słyszałem go tak wystraszonego - Przywieź ją jak najszybciej do mnie i uciskaj rane. - wykonałem jego polecenie, rozłączyłem się i znalazłem jakieś gazy. Znów wziąłem ją ostrożnie na ręce. Brunetka sykla z bólu.
J: Przepraszam. - wyszeptałem i starając się być jeszcze ostrożniejszym włożyłem ją z powrotem do auta. Byłem niesamowicie przerażony, zwykle z takich akcji wraca cało. Ona robi to wszystko by mnie chronić, więc teraz ja zrobie wszystko, żeby uratować ją. 
O ile sobie przypominam jest Sokołem, a oni atakują z ukrycia, taki snajper. Nie wiem czemu stała z wrogiem twarzą w twarz.. Doktor w swoim ośrodku zabrał ją na sale gdzie nie mogłem wejść. Byłem spanikowany, nie mogłem usiedzieć na miejscu. Czekałem na mężczyznę kilka godzin, a na dworze zaczynało świtać.
D: Najlepiej będzie jak ona zostanie tu dzisiaj. - powiedział gdy wyszedł z pomieszczenia.
J: To nie jest dobry pomysł. - zaprzeczyłem grzecznie.
D: Nathalie musi odpocząć, spokojnie znam ją i już nie raz ratowałem jej życie. Zostanie tu do jutra, bo pewnie dopiero jutro powinna sie obudzi. Przeszła bardzo wiele, to była poważna rana z poważnymi konsekwencjami. - wyjaśnił.
J: Jak to?! - zdziwiłem sie, chociaż nie powinienem.
D: Sama musi Ci to powiedzieć. - stwierdził.
J: Zostaje przy niej! - zarządziłem.
D: Nie pomyślałbym że ją tu zostawisz. - uśmiechnął sie słabo i wyszedł. Usiadłem przy jej łóżku i trzymałem delikatnie za rękę. Nie wiem co bym zrobił gdyby nie udało sie jej uratować. Jest dla mnie bardzo ważna i nie wyobrażam sobie już życia bez niej. Poświęca sie by nic mi sie nie stało! Do tej pory nie znam powodu dlaczego to robi. I jak chce z nią o tym porozmawiać, to wychodzi z pokoju. Nie odpuszczę tak łatwo i w końcu sie dowiem.. Cały dzień trzymałem ją za rękę, potem całą noc przespałem przy niej, dopiero na drugi dzień poczułem jak rusza dłonią..,
J: Leż spokojnie, nie ruszaj sie... - szepnąłem.
D: Obudziła sie? - wszedł, nawet nie wiem kiedy.
J: Tak.. - spojrzałem na niego.
N: Gdzie ja jestem? Co z... 
D: Postrzelili Cie w brzuch, pamietasz? - patrzał na nią jakoś inaczej. Miałem wrażenie, że tylko ja nie wiem o co chodzi. Nathalie rozejrzała sie po pomieszczeniu i od razu podniosła się do pozycji siedzącej.
D: Chyba zdajesz sobie sprawę co taki postrzał w brzuch spowodował. Bardzo mi przykro... - powiedział do niej znacząco. Brunetka nawet nie skomentowała, czyli jednak coś przede mną ukrywa.
N: Wracamy do domu Niall - postanowiła i zaczęła wstawać, krzywiąc sie z bólu.
D: Masz.. - podał jej leki, pewnie uśmierzające ból - Odpocznij. - poprosił, Nathalie jednak na nic mu nie odpowiadała. Wyszła, a ja nie sprzeciwiałem sie, tylko pomogłem jej wsiąść do auta i odjechałem. W głowie cały czas składałem sobie naszą rozmowę. Czuje że i tak zakończy sie kłótnią, ale muszę wiedzieć. Podjechaliśmy pod bramę, zeskanowałem palca i wjechałem na podwórze.. Dziewczyna milczała, bez słowa weszła do pałacu i skierowała sie zapewne do sypialni. Zostawiłem kluczyki na komodzie, wziąłem z kuchni wodę i poszedłem do niej. Słyszałem jak szlocha, co?! 

http://38.media.tumblr.com/dfdca0be5c8880e0c842042e2ceceb47/tumblr_njh45e2NS01u9esl5o1_500.gif  J: Nath? - położyłem sie za jej plecami i przytuliłem ją delikatnie tak by nie uciskać jej brzucha. - Powiesz mi o czym mówił ten doktor? - spytałem cicho.
N: Jeśli ci powiem będziesz na mnie wściekły.. Znienawidzisz mnie. - wypłakała i odwróciła sie ostrożnie do mnie. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. - Przestaniesz mnie kochać Niall... - to naprawdę musi być coś strasznego, ale nie zostawię jej.
J: Chce wiedzieć. Choćby nie wiem jak straszna byłaby ta wiadomość, nie zostawie Cię. - brunetka nie patrzała w moje oczy.
N: Daj mi trochę czasu... Musze sie z tym oswoić... - przybliżyła sie do mnie wtulając sie jeszcze bardziej. Nie wiedziałem co mam myśleć, co sie stało i czemu ona tak to przeżywa? Bałem sie, bałem sie że coś z jej zdrowiem jest nie tak, że moge ją stracić.
J: Boli Cie? - spytałem po jakimś czasie, gdy jej szloch ustawał.
N: Tylko trochę. - szepnęła.
J: Chcesz leki? - nie odpowiedziała, tylko uniosła sie lekko. Podałem jej szklankę z wodą i dwie pastylki. Łyknęła je i z powrotem ułożyła sie na łóżku, starając sie nie zginać rany. Wiem, że cierpi, ale mam wrażenie, że ten fizyczny ból nie jest tak duży jak to co siedzi w jej głowie.
N: Zrobisz coś dla mnie? - zapytała cicho.
J: Wszystko. - odpowiedziałem niemal od razu.
N: Pójdziesz spać dzisiaj do siebie? Chce zostać sama. - znów głos jej sie załamywał. Takiej prośby sie nie spodziewałem.
J: Zrobie to, ale jakbyś czegoś potrzebowała wiesz gdzie jestem. - podniosłem sie z miejsca.
N: Niall!?

...

________________
I jak?! Podoba sie?! Myślicie że szybko Nathalie powie Niallowi prawde?!
Ja myślę że będziecie wiedzieć po 12 komach!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!
PS. Pamiętajcie o Anielskim FF :D <3



Naat

wtorek, 23 czerwca 2015

77. My baby..

Siemanko!!
Szczerze mówiąc mozolnie spełniacie warunki :P
Do tego pamiętacie jak wspominałam o nowym FF? Załozyłam już tego bloga :D Ja i Liv mamy nadzieje że moje czytelniczki będą czytać też tego bloga!! <3 To ON!!

Objaśnienie:
J: - ja (Nathalie, potem Niall),
B: - barman, 
A: - Ashton, 
H: - Harry.
____________________

 Zabrałam sie około 9pm za gotowanie dań dla normalnych gości. Dzieci z sierocińca wyszli o 7pm, więc mieliśmy jeszcze czas na posprzątanie. Zapowiadała sie długa noc w lokalu. Tak też było, o 11pm, zaczęliśmy dopiero sprzątać, jednak gdy miałam już sprawdzić dzisiejszy stan konta dostałam powiadomienie z systemu Billa. Dostałam cynk że koleiny Sokół szykuje sie na Nialla. Nie mogę dopuścić do tego by coś mu sie stało. Pomimo że jest bezpieczny w domu, chociaż nie kontaktowałam sie dzisiaj z blondynem, więc nie wiem czy nie wywinął mi żadnego numeru... Bill sie nie poddaje, z reszta on nigdy nie rzucał slow na wiatr. Pewnie większość mafiozów po takich stratach by zrezygnowała. Odłożyłam wszystko nawet nie wyłączyłam komputera w biurze, ściągnęłam fartuch i wyszłam z pomieszczenia. Biegiem znalazłam sie w kuchni, spojrzałam tylko na Viktora.
J: Pozamykaj lokal! - powiedziałam i już mnie nie było. Po drodze sprawdziłam wszystko na temat mordercy. Ma na imię Ashton, wiem że jest teraz w kasynie, zawsze tam przesiaduje... 
Dojechałam do wyznaczonego miejsca bardzo szybko i weszłam do środka. Szatyn siedział przy jednym ze stołów, a dookoła niego było pełno dziwek. Nie zdziwił mnie ten widok! Pamiętam że Sokoły właśnie z tego słynęły. Wydalali całą kasę na głupie kasyna i prostytutki. Usiadłam przy barze i przyglądałam mu sie.
B: Co podać? - usłyszałam głos jakiegoś faceta za sobą. Odwróciłam sie w jego stronę.
J: Cole. - powiedziałam stanowczo. Barman spojrzałam na mnie podejrzliwie i podał mi napój. Wróciłam do obserwowania mojego wroga. Na szczęście żadnych znajomych twarzy nie widziałam. Przesiedziałam w tym kasynie kilka godzin, zaczynało mi sie powoli nudzić! Nie mogę siedzieć tu do rana, ale zabić go tu i teraz też nie mogę. W końcu wstał z miejsca, pozbierał swoje żetony i podszedł do barmana. Wymienił je na kasę i zaczął wychodzić. Oczywiste jest to że poszłam za nim, wyszedł tyłem, co ułatwiło mi sprawę.
J: Ty jesteś Ashton? - zapytałam gdy byliśmy na zewnątrz.
Ashton!

A: Tak, wybacz... Nie dostaniesz już kasy, Mała... - zaśmiał sie złośliwym, pijanym głosem. Wyjęłam broń i stanęłam na przeciwko Niego.
J: Wcale jej nie chce! - warknęłam
A: To czego chcesz?! - odwrócił sie w moją stronę. Pokazałam mu broń, wyciągając ją przed siebie. Chłopak zaczął sie śmiać, jakby było z czego... - O popatrz! Ja też mam. - wyjął swój pistolet i wycelował we mnie. Stawiałam powoli kroki w jego stronę, nie bałam sie go!
J: Masz jakieś ostatnie życzenie? Pytanie? - mój głos przepełniony był wściekłością.
A: Pytanie! Za co chcesz mnie zabić, 
Nathalie ? - znów sie zaśmiał. Nawet wiedział kim jestem.
J: Za Nialla...
A: Sporo kasy za niego dostanę... Jeszcze nigdy Bill tyle nie proponował. Musieliście go nieźle wkurwić! - spojrzał w moje oczy z ciekawością.
J: Szkoda że przeleci ci 
taka kasa koło nosa. - załadowałam pistolet i już miałam pociągnąć za spust, kiedy usłyszałam wystrzał. Po chwili czułam przerażający ból. Nie zwlekałam jednak i odsunęłam myśli i bólu, pociągnęłam za spust i widziałam jak Ashton pada na kolana. Wystrzeliłam kolejny raz by upewnić się że nie przeżyje... Złapałam sie za miejsce bólu, to brzuch! Moje dziecko!! Nawet nie powiedziałam Niallowi, nie zdążyłam zobaczyć tej małej kruszynki...

*Oczami Nialla*
J: No gdzie ona jest?! - pytałem sam siebie. Wyszła rano do restauracji, a jest już po północy. Nigdy tak późno nie wracała nawet po 'tej' pracy. Wcześniej mówiła mi że wróci później, dając najpierw kazanie, że ja mam nie opuszczać pałacu. Denerwowałem sie jeszcze bardziej, jej stan zdrowia sie nie poprawił. Chodziła blada, miałem wrażenie że jest chora... Wziąłem telefon do reki i wykręciłem jej numer. Wsłuchiwałem sie tylko w dźwięk sygnału. Po kilku nieudanych próbach wybrałem numer do Hazzy.
H: Horan? - na szczęście odebrał od razu.
J: Harry potrzebuje twojej pomocy. - chłopak nie odpowiedział więc kontynuowałem. - Mam złe przeczucie. Nathalie jeszcze nie wróciła...
H: Dzwoniłeś? - przerwał mi
J: No jasne! - powiedziałem już nieco wściekły.
H: Dobra, nie denerwuj sie. Co ja mam z tym wspólnego?
J: Uruchom swoje kontakty i dowiedz sie gdzie może teraz być. Znasz sie na tym...
H: Dobra. - czułem że sie uśmiecha, czemu go to bawiło?! - Zaraz sprawdzę, bądź pod telefonem.
J: Pospiesz sie. - powiedziałem i rozłączyłem sie. Styles po niecałych dwóch minutach oddzwonił i zdradził mi gdzie jest człowiek który ma polować na mnie. Nath pewnie też o tym wie. Cholera!! Zabrałem z nocnej szafki pistolet i schowałem go za pasek od spodni. Niedługo potem wciskałem pedał gazu w podłogę samochodu. Chciałem jak najszybciej dostać sie do tego miejsca. Na szczęście wiedziałem gdzie to kasyno. Wcześniej chodziłem tam z chłopakami w sprawie ich interesów. Było już strasznie późno, a w mojej głowie rodziło sie coraz więcej złych myśli. Z zawrotną prędkością podjechałem na tyły kasyna. Gdy tylko wysiadłem z auta usłyszałem odgłos strzału. Pobiegłem szybko w tamtą stronę, słychać było jeszcze kilka strzałów. Wyjąłem

postrzelona Nath..
broń zza pleców i wyciągnąłem przed siebie. - Nath?!! - na miejscu znalazłem tylko Nathalie i pewnie jakiegoś chłopaka. Dziewczyna ledwo co stała na nogach, a szatyn leżał w kałuży krwi. Podszedłem ostrożnie do Niego, by sprawdzić czy nie żyje. Kucnąłem przy nim i miałem racje, był już martwy. Nathalie jest niezłą zawodniczką. Kątem oka zauważyłem jak dziewczyna upada na ziemie. Szybko zerwałem sie na nogi i podbiegłem do niej. Podniosłem delikatnie jej głowę.
J: Nathalie co ci jest?

..
____________
I jak?! Ciąży sie nie spodziewaliście, a tego?!
Kolejna część za 12 komów!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

poniedziałek, 22 czerwca 2015

76. Pregnancy?! No, only not it!

Hejo hej :*
Późno jest, ale dodaje..
Oby sie tylko spodobał.. :*

Objaśnienie:
J: - ja (Niall, potem Nathalie),
N: - Nath (potem Niall),
V: - Viktor,
L: - Lekarz,
K: - kierowniczka sierocińca,
B: - Bruno.
_________________________

*Wciąż oczami Nialla*
J: Musisz iść do lekarza. - powiedziałem cicho.
N: Nie ma takiej potrzeby. - mruknęła wyrwała sie i zeszliśmy na dół. - Proszę. - podałem jej wodę i uśmiechnąłem sie do niej troskliwie.
N: Pewnie przemęczenie, przestań sie martwić. - powiedziała po chwili.
J: Obiecaj mi, że jak jeszcze raz zasłabniesz to pojedziemy do lekarza. - złapałem ją za dłoń.
N: My? - zdziwiła sie
J: Nie pozwole Ci samej przez to przechodzić... - powiedziałem stanowczo - Z resztą to 
niebezpieczne...
N: Nie rozśmieszaj mnie Niall. Ja lepiej wiem co jest dla mnie niebezpieczne, a co nie, więc nie pouczaj mnie! - zdenerwować sie przez co zaczęła sie trząść.
J: Musisz być taka uparta?! - poderwałem sie z miejsca i wziąłem ją na ręce. Dziewczyna rzucała sie i chciała wyrwać, ale nie pozwoliłem jej na to.
N: Co ty wyprawiasz?! - wrzeszczała
J: Uspokój sie! - teraz to ja krzyknąłem - Nie powstrzymasz mnie choćbyś miała mnie po drodze zastrzelić. - powiedziałem nawet na nią nie patrząc. Wsadziłem ją do auta i zapiąłem pas. Sam szybko znalazłem sie za kierownicą i ruszyłem z piskiem opon. Po drodze zadzwoniłem do jej lekarza i poinformowałem go, że zaraz ją przywiozę. Katem oka widziałam jak siedzi naburmuszona ze skrzyżowanymi rękoma na piersi. Uśmiechnąłem sie sam do siebie, cieszyłem sie że postawiłem na swoim. Dojechaliśmy na miejsce i weszliśmy do poczekalni.
J: Nie gniewaj sie... - powiedziałem łagodnie, dziewczyna spojrzała na mnie, ale w jej oczach widziałem dziwną radość. Nie była zła! Co było dla mnie pozytywnym szokiem.
N: Gdzie sie podział ten potulny Niall, który wykonywał wszystkie moje rozkazy? - uśmiechnęła sie.

J: Nauczył sie stawiać na swoim. - przybliżyłem sie do niej i objąłem ramieniem. Nie zaprotestowała, co uszczęśliwiło mnie jeszcze bardziej. Wiem, że mnie kocha i czasami naprawdę potrafi to okazać, ale w niektórych momentach nienawidzi mnie z całych sił.
L: Nathalie? - pojawił się lekarz. Brunetka podniosła sie z miejsca wyrywając sie z moich ramion.
J: Chcesz żebym poszedł z Tobą? - spytałem z lekką nadzieją.
N: Nie. - powiedziała z uśmiechem, pochyliła sie nade mną i złożyła krótkiego buziaka na moim policzku, po czym zniknęła w gabinecie lekarza. To było coś nowego!! Taki gest z jej strony?!! Siedziałem jak zaczarowany, pocałowała mnie z własnej nieprzymuszonej woli. Musze to gdzieś zapisać! Wyszła po jakiś 30 minutach i jej mina nie była najlepsza. W jej oczach było przerażenie i wściekłość. Przeszła obok mnie nawet nie zwracając na mnie uwagi. Poszedłem za nią dorównując jej kroku. Byłem zaskoczony jej zachowaniem. Nic nie mówiła, zajęła miejsce za kierownicą. Usiadłem szybko po drugiej stronie i zapiąłem pas. Jej złość nie wróżyła spokojnej jazdy.
J: Powiesz co sie stało? - spytałem cicho, spoglądając na nią. Wyraz twarzy miała jak z kamienia, nie odpowiedziała. Wciskała pedał gazu w podłogę i już kilka minut później byliśmy w domu. Może jak dam jej czas to mi sama powie?! Nie wytrzymam zbyt długo, a wiem że jest zdolna do nawet kilkudniowego milczenia. Wysiadła jak poparzona z samochody i zniknęła od razu w pałacu. Nie powie mi... Chyba mogę przestać na to liczyć!

*Oczami Nathalie*
Weszłam wściekła do swojej sypialni i łaziłam po niej w tą i z powrotem... 
Czemu nie mogłam być po prostu przemęczona, zachorować na raka, albo inną ciężką chorobę?! Jak ja teraz mam żyć? Jeśli sie dowiedzą co mi jest, będzie jeszcze gorzej... 
Jedna głupia impreza, troche więcej alkoholu i jedna, jedyna taka noc z Niallem, a takie konsekwencje?! Zachowaliśmy sięjak niedojrzałe szczeniaki!! Kurwa!! Dlaczego ciąża!!? Jak ja mam teraz żyć?! Przecież muszę dalej zabijać wysłanników Billa, a dziecko?! Teraz to ono będzie w tarapatach... Nie chciałabym stracić kolejnego!! Jedyną dobrą wiadomością jest to, że zaszłam w ciążę. Po tym jak powiedzieli mi że już nigdy nie będę mieć własnego dziecka. Ciesze sie i jestem wściekła!! Jak powiem Horanowi to będzie sie troszczył, mógłby też, nawet przez przypadek, komuś powiedzieć. Jeśli Bill sie dowie będzie po nas... 
Położyłam sie na łóżku i głaskałam po brzuchu. Starałam sie uspokoić wpatrując sie w sufit, ale to na nic. Nie jestem w stanie teraz normalnie oddychać, a co dopiero uspokoić nerwy. Jeszcze muszę wymyślić co powiedzieć Niallowi, wymyślić jakąś wymówkę i oby w przemęczenie uwierzył... Leżałam z zamkniętymi oczami, usłyszałam jak sypialnia sie otwiera. Nie zareagowałam na to, tak samo jak na to, że wszedł na łóżko i zagarnął mnie w swoje ramiona.
N: Nie wiem co sie dzieje, ale nie zostawię Cie z tym samą... - szepnął, czułam sie koszmarnie. Ledwo co sie pogodziliśmy, a teraz ta ciąża. Nie powiem mu, choćbym nie wiem co podejrzewał, nie powiem. Dla jego dobra! 
Wstałam z samego rana nie budząc mojego blondyna. On zazwyczaj o świcie ma jeszcze twardy sen, więc cmoknęłam delikatnie jego wargi. Nie zareagował, czyli faktycznie śpi... Robię tak od jakiegoś czasu, mimo że o tym nie wie. To jest to takim moim małym sposobem na okazywanie mu moich uczuć...  
Kolejne dni w restauracji był spokojne albo po prostu nie zwracałam na to uwagi. Ciągle myślałam o moim stanie zdrowia. Vik patrzał na mnie troskliwie, ale o nic nie pytał. Niall za to wypytuje cały czas, jakoś nie moge go przekonać do przemęczenia... 
         Dzisiaj mija jakieś dwa tygodnie od wizyty u lekarza. Wiem że Horan jest na mnie zły i pewnie czuje że go okłamuje, ale tak musi być... Ubrałam sie w leginsy i skórzaną kurtkę, ogólnie cała na czarno. Związałam włosy w wysokiego kitka i zmierzałam do biura. Dzisiaj w restauracji ma być kolacja dla dzieci. Mam nadzieje, że Vik ogarnął miejsce na obrazki. Zabrałam kluczyki od Cabrioleta i zabierając potrzebne dokumenty i rzeczy, wyszłam z domu. Szybko dojechałam do Midnight Memories, samochód Vika już był. W środku panował mały harmider. Kelnerzy sprzątali i ustawiali sale, Viktor  
przyczepiał ostatnie rysunki już, a kucharze przyrządzali wszystko.
V: I jak? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
J: Dobrze. - odwzajemniłam słabo jego gest i poszłam do biura. Odpaliłam system i stwierdziłam że Bruno mógłby dzisiaj zagrać dla dzieci. Ma kilka żywszych piosenek które mogą sie spodobać. Wybrałam numer i zadzwoniłam do Niego. - Zagrasz dzisiaj dla dzieci z sierocińca? - powiedziałam przez telefon.
B: Jasne. Będzie zabawnie. - zgodził się,
J: O 4pm przychodzą. - poinformowałam go i rozłączyłam sie. Zajęłam sie sprawami restauracji i wkradłam sie do systemu Billa. Włączyłam przekierowywanie wszystkich powiadomień na mój telefon i zabierając fartuch wyszłam z biura. Dzień leciał strasznie szybko, nim sie obejrzałam dzieci zajadały kolacje, bawiąc sie przy tym. Viktor sie postarał, porozwieszał nawet balony, załatwił jakieś zabawki...
K: Dziękujemy Pani za wszystko co dla nas zrobiłaś. - kolejne podziękowania. - Panu również. - teraz zwróciła sie do Vikiego.
V: Mi nie należą sie podziękowania, ja wykonywałem polecenia 
Nathalie. - uśmiechnął sie do kierowniczki ośrodka.
K: Będziemy wdzięczni do końca życia, nikt nie wykazał sie wobec nas tak wielką pomocą. - znów sie wzruszyła, uśmiechnęłam sie do niej. Podeszła do nas pewnie jej córka i zabrała ją do stolika. Ta kobieta pewnie wiele nerwów zjadła, martwiąc sie o dobrobyt tych wszystkich dzieci.
V: Spisałaś sie. - powiedział do mnie, obejmując mnie ramieniem. Patrzeliśmy razem na wszystko. Bruno śpiewał dla dzieci, było tu wesoło, pierwszy raz w restauracji miałam taką kolacje.
J: Wiesz, gdybyś wtedy nie zjebał teraz by tego nie było. - zaśmieliśmy sie - Więc to też twoja zasługa... 
Chwile jeszcze postaliśmy i wróciliśmy do pracy. Zabrałam sie około 9pm za gotowanie dań dla normalnych gości. Dzieci z sierocińca wyszli o 7pm, więc mieliśmy jeszcze czas na posprzątanie. Zapowiadała sie długa noc w lokalu. Tak też było, o 11pm, zaczęliśmy dopiero sprzątać, jednak gdy miałam już sprawdzić dzisiejszy stan konta dostałam powiadomienie z...
...
________________________

I nie mówicie mi że krótki, bo to jeden z dłuższych rozdziałów.. :D
I może zwiększymy warunek do 13..?! Tylko jeden więcej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

sobota, 20 czerwca 2015

75. How you will hurt her, it..

Hejo!!
Moja dobra Sis Directioner wpadła na pomysł, że chciałaby napisać wspólnie ze mną FanFiction!! Byście czytali?! Czy już macie dość mojej twórczości?!
Ale zastanawia mnie ile osób chciało by jeszcze ze mną coś pisać ? :P
Do tego śmiałam sie wczoraj z mamą, że zostane sławną pisarką :P HAHAHA!! Ja i sławna pisarka!! AHAHAHAHA..
+ Zapomniałabym!! Dziękuje Ci (Kate Kayler) Za ten ogromny komentarz.. Za to że udało Ci sie przeczytać całe opowiadanie jak do tej pory w jeden dzień.. Straciłaś pewnie dużo czasu, ale kochana jesteś!! MOJA FANKO!! Lecisz na listę z fankami!! xx

Objaśnienie: i mam nadzieje że sie nie zamieszacie.. :)
 J: - ja (Viktor, potem Niall)
N: - Niall (potem Nath)

____________________________

*Wciąż oczami Viktora*
J: Poważnie?! Jesteś o mnie zazdrosny? - zaśmiałem się
N: Zwariowałeś?! Niby dlaczego, przecież ona nic dla mnie nie znaczy... - skłamał
J: Wmawiaj sobie. - położyłem Nathalie ostrożnie na łóżku 
N: Co sie stało? - spojrzał na mnie 
J: Jednak się martwisz?
N: Dobrze wiesz że tak. Czemu zemdlała?
J: Nie wiem, rozmawialiśmy o... 
- zamilkłem, nie mogę mu powiedzieć.
N: O czym? - upomniał sie.
J: O restauracji. - to też jest prawda - Zauważyłeś, że ostatnio schudła? 
N: Tak... - posmutniał - Z dnia na dzień jest coraz bardziej wykończona... 
J: Sluchaj, nie powinienem się wtrącać, ale ktoś musi wam pomóc... - wziąłem głęboki wdech -Rozmawialiśmy też o Was, o jej uczuciach...
N: Ona niczego nie czuje! - burknął, przerywając mi.
J: Zdziwiłbyś sie, Stary. Ja poznając ją miałem podobnie, wiesz jak w pracy, kucharze o niej mówią?
N: Skąd mam niby to wiedzieć?!
J: Zimna suka... - Nialla mina zrzedła - Myślą, że ona nie wie, ale jest inaczej.
N: Wiem, kilka razy słyszałem jak na siebie tak mówi... Co z nią? - spojrzałem na Nathalie. 
J: Myśle, że musi tylko odpocząć... Nie pierwszy raz doprowadza się do takiego stanu...


Viktor!!

N: Ostatnio miała tak samo. - przykrył ją pościelą i wyszliśmy z jej pokoju. - Porozmawiaj ze mną o tym.. - spojrzał na mnie już tak normalnie, tak jak zawsze to robił.
J: Co mam ci powiedzieć?! Nathalie boi sie, że jeśli pokaże ci swoje uczucia lub pozwoli ci spotkać sie z chłopakami to może cie stracić? A ty jesteś taki głupi, że musisz sie na nią obrażać tylko za to co widziałeś?! - teraz ja robiłem sie zły.
N: Poszła z nim do łóżka! To było jednoznaczne. - warknął. Czy on nie może zrozumieć?!
J: A byłeś potem w domu? Widziałeś czy może nie wróciła cała w krwi, ranna, albo co innego? - spojrzałem znacząco na Niego.
N: Nie było mnie.
J:Wiem, bo to ja ją odwiozłem...
N: To był...?
J: Tak to był kolejny Sokół! - krzyknąłem na niego - On chciał Cie zabić Niall, a ona zrobiła wszystko żebyś był bezpieczny.
N: Jakoś słabo to okazuje... - powiedział ciszej.
J: Znam ją trochę. Zawdzięczam jej niesamowicie wiele, ale nigdy nie widziałem jej w takiej rozsypce, zmieniasz ją... Ona nigdy nie wpuszczała do swojego otoczenia żadnego mężczyzny. Nigdy sie nie zakochiwała, nigdy nawet o tym nie rozmawiała... Miałem czasami wrażenie że brak bliskiej osoby ją wykończy, ale ona dawała rade... - uśmiechnąłem się na wspomnienie tych czasów - ...Potem pojawiłeś sie ty. Nie poznaje jej, ma uczucia i nawet przede mną nie stara sie ich tak ukrywać. - w blondyna oczach wszystko zaczęło sie zmieniać. Wybaczył jej, chociaż nie miał co wybaczać.
N: Dzięki Viktor...
J: Mi nie dziękuj. Nathalie moje życie uratowała tylko raz, a Ty nawet sobie nie zdajesz sprawy ilu ludzi ona już zabiła żebyś mógł żyć. - może jeśli usłyszy to ode mnie to uwierzy i zmieni do niej swoje nastawienie.
N: Jestem idiotą.. - zrozumiał.
J: Widzę że przejrzałeś, to dobrze. Nie pozwolę ci jej skrzywdzić Niall, jeśli by to ode mnie zależało, to już byś nie żył! Więc jeśli jeszcze raz 
zobaczę,że przez ciebie jest w takim stanie... Uwierz nauczyłem sie od niej sporo. - powiedziałem groźnie.
N: Narazie Vik... - uśmiechnął sie i tyle mnie tam było. Nie pozwolę mu ranić Nathalie, ona naprawdę nigdy w życiu tak sie nie czuła.

*Oczami Nialla*
    Brunet sobie poszedł, a ja szybko znalazłem sie w sypialni, gdzie odpoczywała moja dziewczyna. Czas by w końcu nazywać sie właśnie w taki sposób. Zrobie wszystko, żeby wiedziała że jest tylko moja... 
Położyłem sie obok i wpatrywałem sie w nią, podczas snu była taka spokojna, niewinna i bezbronna... Przejechałem delikatnie dłonią po jej policzku, a ona sie poruszyła. Po chwili patrzała tymi swoimi zielonymi oczami na mnie. Był czerwone z wielkim smutekiem, przygnębieniem i poczuciem winy.
J: Kocham Cie Nathalie... - wypaliłem. Pierwszy raz jej to tak otwarcie powiedziałem i nie żałuje.

N: Nie mów czegoś, czego możesz potem żałować. - szepnęła i odwróciła sie do mnie plecami.
J: Nie będę żałował. - przytuliłem ją. - Wiem, że Ty też to czujesz. - odwróciła sie delikatnie i spojrzała w moje oczy. W jej natomiast tęczówkach były łzy, serce mi sie pękało... To było przeze mnie!!
N: Wierzysz mi, że do niczego między mną a nim nie doszło? - spytała szeptem.
J: Ufam że nie... I musimy porozmawiać o twoim stanie zdrowia. Mdlejesz coraz częściej. - zauważyłem.
N: To pewnie ze zmęczenia. - podniosła sie i wyszła z łóżka wiązać swoje włosy w koka.
J: Powinien przebadać cie lekarz. - podszedłem do niej
N: Nie powinien... Przejdzie mi, to... 
J: Nie pierwszy raz, wiem. - przerwałem jej 
N: Skąd wiesz?
J: Viktor mi powiedział...
N: Więc wiesz, że za każdym razem z tego wychodzę... - starała sie mnie przekonać, złapałem jej twarz w dłonie i spojrzałem prosto w oczy.
J: Musisz iść do lekarza. - powiedziałem cicho.
N: Nie ma takiej potrzeby. - mruknęła wyrwała sie i zeszliśmy na dół. - Proszę. - podałem jej wodę i uśmiechnąłem sie do niej troskliwie.
N: Pewnie przemęczenie, przestań sie martwić. - powiedziała po chwili.
J: Obiecaj mi, że jak jeszcze raz zasłabniesz to pojedziemy do lekarza. - złapałem ją za dłoń.
N: My? - zdziwiła sie
J: Nie pozwole Ci samej przez to przechodzić... - powiedziałem stanowczo - Z resztą to...

...

___________
I 75 za nami!! Co byście powiedzieli jakbym stawiała warunku np. takie: 75 rozdział = 75 komów?! Ja byłabym szczęśliwa jakby były spełniane, ale znając czytelników blogów i życie nigdy bym sie nie doczekała :P Więc tradycyjnie 12 komów!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat