Powiem wam coś.. Przeczytałam ostatnio wszystkie rozdziały w tym FF.. I sama nie wiem czy chce dalej go pisać.. :/
Objaśnienie:
J: - ja (Nathalie)
B: - Bella,
Lou: - Louis
V: Viktor,
C: - Carl,
R: - Roy.
___________________________
J: Taki marny jest los wszystkich Sokołów Billa.. - zaśmiałam sie.
B: Ty jesteś jedna, a nas?! Nie wygrasz.. - mówiła z trudem.
J: Jak na razie idzie mi świetnie i to wy jesteście na straconej pozycji! Milion funtów... Na tyle Bill wycenia wasze życia... - kolejny pocisk wylądował w jej ciele. Krew rozlewała sie pomału, a ja wystrzeliłam w nią jeszcze ze trzy pociski, upewniając się, że na pewno nie żyje. Już miałam opatrzyć sobie ranę na brzuchu, gdy usłyszałam dźwięk syreny policyjnej. Szybko wybiegłam stamtąd mijając sie z... Tomlinsonem?!?!
Lou: Nathalie?! - był zaskoczony i jednocześnie przerażony. Być może właśniedomyślił się co tu zaszło. Niech on stad idzie!J: Louis idź stąd! Będziesz miał kłopoty! - krzyczałam na Niego, po co ten idiota przyszedł.
Lou: Słyszeliśmy strzały! - dalej szedł w stronę jej domu.
J: Człowieku spierdalaj stąd! - byłam wściekła, Tomlinson wyraźnie pakuje sie w kłopoty.
Lou: Jak Ty sie odzywasz...?!
J: Wiesz co?! Mam Cie gdzieś! Rób co chcesz!! - wsiadłam do swojego auta i odjechałam spokojnie, nie wzbudzając podejrzeń mijającej sie ze mną policji. Louis Tomlinson pójdzie siedzieć, już to wiem! Czemu oni nigdy nie słuchają! Zatrzymałam sie kawałek dalej tak by miała dobry widok na jej dom, zauważyłam jak ładują Tomlinsona do radiowozu! Kurwa mówiłam! Niall sie kłócił z policjantami, ale nic nie zdziała. Idioci! Odpaliłam auto i odjechałam, a niecałe 5
minut później wyprzedził mnie radiowóz na sygnale z Tomlinsonem w środku. Kretyn!! - Kurwa mać! Mówiłam mu!! - krzyczałam sama do siebie, moja rana wymaga opatrzenia, więc nie miałam zamiaru na razie zaprzątać sobie Nim głowy. Szybko znalazłam się w domu i a jeszcze szybciej byłam pod prysznicem. Musiałam zmyć z siebie całą krew, a trochę jej już było. Wytarłam ciało delikatnie i przykleiłam wielki plaster, rana nie była głęboka i nie trzeba było szyć. Ubrałam sie w dresy i poszłam do biura. Muszę go jakoś wyciągnąć z więzienia, to pewne że przypiszą mu to morderstwo. Nawet jeśli nie znajdą na Niego żadnych dowodów. Z jego kartoteką mogą bez dokładnego zbadania sprawy, go zamknąć. Od kiedy ja jestem taka pomocna?! Wcześniej nawet bym nie powstrzymywała go by tam nie szedł! Jeszcze nie było niczego o Louisie w bazie policyjnej. Pewnie trochę to potrwa zanim zorientują się, że to nie On i nawet jeśli znajdą jakiś dowód, że to ja, to nic mi nie zrobią. Policja raczej jest mi wdzięczna za to że likwiduje groźnych morderców. Jutro sie tym zajmę, do tego czasu pewnie wpiszą w system Tomlinsona...
Zabrałam sie za tworzenie nowej umowy dla Vika, skoro jest kierownikiem, to musi być zatrudniony na innych warunkach. w krótce przepisze na niego cały interes, ale nie powiem mu o tym. Zostanie to moją tajemnicą. Stwierdziłam że mam jeszcze sporo czasu do wieczora i mogę w końcu poćwiczyć. Upewniłam sie że rana jest dobrze opatrzona i zjechałam do mojej podziemnej siłowni. Najpierw bieżnia, skakanka, rowerek, kilka pompek... I tak zleciało mi do wieczora, wychodząc z siłowni byłam cała mokra, mój oddech był nierówny i ciężki. Spompowałam sie za wszystkie czasy! Wykąpałam sie, zmieniłam plaster i przed snem sprawdziłam czy Bill nic nie knuje już tego dnia i poszłam spać. Czasami mam wrażenie że to wszystko co robię, że blokuje każdy jego ruch, przychodzi mi to za łatwo... Ale jestem uczniem Billa, a zawsze uczeń przerasta swojego mistrza...
Wchodząc do restauracji słyszałam jakieś dziwne dźwięki dochodzące z kuchni, dobrze że jeszcze lokal zamknięty.
J: Co tu sie, kurwa, dzieje!? - warknęłam gdy weszłam na kuchnie. Każdy z kucharzy zwiesił głowę i zaczęli zajmować sie tym czym nie powinni. - Ogłuchliście?! - buzowało we mnie. - Jeżeli zaraz mi ktoś nie powie, o co chodzi zwolnię każdego i przysięgam, załatwię was tak, że nie znajdziecie jakiejkolwiek pracy w całym kraju! - zagroziłam, oni wiedzą że byłabym do tego zdolna. - Viktor mów! - powiedziałam przez zęby.
V: Nathalie sam nie wiem jak do tego doszło.. - zaczął
J: Za mało wam płace? - popatrzałam na każdego z nich, każdy milczał. Nawet nie chcieli na mnie patrzeć - Odpowiadać, kurwa, jak pytam!
C: Nie... - odezwał sie Carl.
J: Carl? - chłopak spojrzał na mnie - ...Powiedz co tu sie dzieje. - wzięłam głęboki wdech by powstrzymać sie od użycia broni.
C: Inni kucharze dowiedzieli się że Viktor został naszym szefem.. - spuścił głowę.
J: Inni kucharze? Nie wliczasz siebie do tego? - zapytałam krzyżując ręce na piersi.
C: Nie, ja uwieżyłem jak Pani mówi to za pierwszym razem... - w końcu na mnie spojrzał.
J: Podejdź tu... - wskazałam na miejsce za sobą. Zajął szybko swoje miejsce, a Viktor stanął obok mnie. - To kto ma z tym problem? Dlaczego wy sie tak boicie ze mną rozmawiać?! - warknęłam na nich, połowa z nich podskoczyła ze strachu. - Mam sie z każdym po kolei umówić na kawę po pracy, żebyście na mnie patrzyli? - rzuciłam od niechcenia.
R: Ze mną byś mogła... - odezwał sie Roy. Jest najstarszy z kucharzy, ale nie staruszek.
J: Zapomnij! - uśmiechnęłam sie - Macie mówić mi o swoich problemach. Jeśli nie chcecie wszyscy na raz zapraszam po kolei do biura... Carl i Vik wy pierwsi! - zarządziłam i poszliśmy do mojego gabinetu, usiadłam za biurkiem, a oni zajęli miejsca przede mną. Viktor nie był przejęty tym że tu jest, a Carl..? Miałam wrażenie, że zaraz zemdleje...
V: Sam nie wiem sjak do tego doszło... - zaczął
J: Carl, zacznij oddychać... - wpatrywałam się w niego - Powiedz mi, czemu sie tak boisz?
C: Yyy... No... No bo...
J: Jesteśmy dorośli, przestań się jąkać... - ponaglałam go
C: Jest pani władcza, groźna. Czasami myśle, że chce pani połowę z nas zabić swoim spojrzeniem... - otworzył sie, tylko co w tym takiego strasznego?
J: Byłeś zastraszany w dzieciństwie? - wypaliłam
V: Nath topytanie chyba nie jest na miejscu... - zgromiłam go wzrokiem.
C: Widzi pani. Wystarczy, że pani na niego spojrzy, a on milknie. To przerażające... I nie, nie byłem zastraszany. - przyznał. - Jakby sie pani czasem uśmiechnęła, czy dała jakąś pochwałę... Było by inaczej.
J: Pomyśle nad tym. Carl nie masz sie czego bać, nie zawiodłeś mnie i w końcu zacząłeś ze mną normalnie rozmawiać. Możesz wrócić do pracy... - uśmiechnęłam sie do niego, co lekko odwzajemnił. Oboje wstali z miejsca i chcieli wychodzić. - Viktor ty siadaj! - powiedziałam stanowczo. Carl tylko na mnie spojrzał i wyszedł.
V: Myślisz że sie zmienią? - usiadł na poprzednie miejsce.
J: Nie wiem. A teraz mów skąd sie wzięła ta kłótnia? - spojrzałam na niego.
V: Carl powiedział ci prawdę. Chyba musieli usłyszeć jak gadałem sam ze sobą, po twoim telefonie...
J: Czekaj... - przerwałam mu - Gadałeś sam ze sobą? - zaśmiałam sie
V: Tak! - powiedział znacząco - Nie mam innych przyjaciół. - oparł plecy o fotel.
J: Ahaa - przeciągnęłam - To jest Twoja nowa umowa. Mam nadzieje, że wszystko Ci odpowiada. - podałam mu teczkę z dokumentem. Chłopak wziął ją i zaczął przeglądać papiery, Ja tymczasem udostępniłam mu wszystkie potrzebne wejścia do systemu. Sam teraz będzie rządził, a ja będę gościnnie tu pracować. - Jeżeli sie spiszesz i restauracja nie pójdzie na dno to będziesz ustawiony do końca życia. - spojrzałam na niego, dalej przeglądał umowę.
V: Zwariowałaś?!!
_______________
Louis w więzieniu! Spodziewaliście sie?! Oceniajcie!! 7 komów!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!
Naat
Wchodząc do restauracji słyszałam jakieś dziwne dźwięki dochodzące z kuchni, dobrze że jeszcze lokal zamknięty.
J: Co tu sie, kurwa, dzieje!? - warknęłam gdy weszłam na kuchnie. Każdy z kucharzy zwiesił głowę i zaczęli zajmować sie tym czym nie powinni. - Ogłuchliście?! - buzowało we mnie. - Jeżeli zaraz mi ktoś nie powie, o co chodzi zwolnię każdego i przysięgam, załatwię was tak, że nie znajdziecie jakiejkolwiek pracy w całym kraju! - zagroziłam, oni wiedzą że byłabym do tego zdolna. - Viktor mów! - powiedziałam przez zęby.
V: Nathalie sam nie wiem jak do tego doszło.. - zaczął
J: Za mało wam płace? - popatrzałam na każdego z nich, każdy milczał. Nawet nie chcieli na mnie patrzeć - Odpowiadać, kurwa, jak pytam!
C: Nie... - odezwał sie Carl.
J: Carl? - chłopak spojrzał na mnie - ...Powiedz co tu sie dzieje. - wzięłam głęboki wdech by powstrzymać sie od użycia broni.
C: Inni kucharze dowiedzieli się że Viktor został naszym szefem.. - spuścił głowę.
J: Inni kucharze? Nie wliczasz siebie do tego? - zapytałam krzyżując ręce na piersi.
C: Nie, ja uwieżyłem jak Pani mówi to za pierwszym razem... - w końcu na mnie spojrzał.
J: Podejdź tu... - wskazałam na miejsce za sobą. Zajął szybko swoje miejsce, a Viktor stanął obok mnie. - To kto ma z tym problem? Dlaczego wy sie tak boicie ze mną rozmawiać?! - warknęłam na nich, połowa z nich podskoczyła ze strachu. - Mam sie z każdym po kolei umówić na kawę po pracy, żebyście na mnie patrzyli? - rzuciłam od niechcenia.
R: Ze mną byś mogła... - odezwał sie Roy. Jest najstarszy z kucharzy, ale nie staruszek.
J: Zapomnij! - uśmiechnęłam sie - Macie mówić mi o swoich problemach. Jeśli nie chcecie wszyscy na raz zapraszam po kolei do biura... Carl i Vik wy pierwsi! - zarządziłam i poszliśmy do mojego gabinetu, usiadłam za biurkiem, a oni zajęli miejsca przede mną. Viktor nie był przejęty tym że tu jest, a Carl..? Miałam wrażenie, że zaraz zemdleje...
V: Sam nie wiem sjak do tego doszło... - zaczął
J: Carl, zacznij oddychać... - wpatrywałam się w niego - Powiedz mi, czemu sie tak boisz?
C: Yyy... No... No bo...
J: Jesteśmy dorośli, przestań się jąkać... - ponaglałam go
C: Jest pani władcza, groźna. Czasami myśle, że chce pani połowę z nas zabić swoim spojrzeniem... - otworzył sie, tylko co w tym takiego strasznego?
J: Byłeś zastraszany w dzieciństwie? - wypaliłam
V: Nath topytanie chyba nie jest na miejscu... - zgromiłam go wzrokiem.
C: Widzi pani. Wystarczy, że pani na niego spojrzy, a on milknie. To przerażające... I nie, nie byłem zastraszany. - przyznał. - Jakby sie pani czasem uśmiechnęła, czy dała jakąś pochwałę... Było by inaczej.
J: Pomyśle nad tym. Carl nie masz sie czego bać, nie zawiodłeś mnie i w końcu zacząłeś ze mną normalnie rozmawiać. Możesz wrócić do pracy... - uśmiechnęłam sie do niego, co lekko odwzajemnił. Oboje wstali z miejsca i chcieli wychodzić. - Viktor ty siadaj! - powiedziałam stanowczo. Carl tylko na mnie spojrzał i wyszedł.
V: Myślisz że sie zmienią? - usiadł na poprzednie miejsce.
J: Nie wiem. A teraz mów skąd sie wzięła ta kłótnia? - spojrzałam na niego.
V: Carl powiedział ci prawdę. Chyba musieli usłyszeć jak gadałem sam ze sobą, po twoim telefonie...
J: Czekaj... - przerwałam mu - Gadałeś sam ze sobą? - zaśmiałam sie
V: Tak! - powiedział znacząco - Nie mam innych przyjaciół. - oparł plecy o fotel.
J: Ahaa - przeciągnęłam - To jest Twoja nowa umowa. Mam nadzieje, że wszystko Ci odpowiada. - podałam mu teczkę z dokumentem. Chłopak wziął ją i zaczął przeglądać papiery, Ja tymczasem udostępniłam mu wszystkie potrzebne wejścia do systemu. Sam teraz będzie rządził, a ja będę gościnnie tu pracować. - Jeżeli sie spiszesz i restauracja nie pójdzie na dno to będziesz ustawiony do końca życia. - spojrzałam na niego, dalej przeglądał umowę.
V: Zwariowałaś?!!
_______________
Louis w więzieniu! Spodziewaliście sie?! Oceniajcie!! 7 komów!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!
Naat