CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!

środa, 11 lutego 2015

0. Prolog.. !

Cześć.. 
I oto powstał prolog.. 
Taka trochę bardziej RETROSPEKCJA..
 ________________________________

~ ~ ~
J: To był ostatni raz.. - powiedziałam do mężczyzny stojącego za mną. Odwróciłam sie do niego przodem chowając swoją broń.
B: Nie możesz.. Jesteś najlepsza.. - Bill starał sie mnie przekonać. Bez słowa wyminęłam go i zaczęłam odchodzić. - Żebyś tylko nie żałowała. To jeszcze nie koniec! - usłyszałam za sobą, zignorowałam go, wiedziałam, że nikt nie jest w stanie mnie pokonać. Nic mi nie zagraża!

~ ~ ~
J: Cała kwota powinna zostać przesłana na konto w najbliższej godzinie. - siedziałam w biurze agenta nieruchomości.

M: Czemu akurat to miejsce? - w jego głosie była ciekawość.
J: To piękny lokal, wystarczy zainwestować. - powiedziałam pewnie. Starszy mężczyzna sie uśmiechnął i wpisał coś w dokumenty, uzupełnił coś w komputerze i wydrukował umowę kupna budynku. Podpisałam ją bez mrugnięcia okiem. 

M: Miło sie z Panią robiło interesy. - wstał zza swojego biurka, uśmiechnął sie i wyciągnął w moją stronę swoją dłoń.
J: Dziękuje Panu. - uścisnęłam jego rękę - Kiedy mogę zacząć remont?

M: Od kiedy Pani chce. - wyjął z szuflady w swoim biurku klucze do mojego nowego lokalu.
J: Dobrze, w takim razie do widzenia.. - odebrałam klucz i wyszłam z gabinetu.

~ ~ ~
Usłyszałam jakieś podejrzane dźwięki, jakby strzały i odgłosy bójki. Musze zareagować, pobiegłam za tył jakiegoś budynku i widziałam jak ktoś odjeżdża. Zauważyłam jakiegoś chłopaka pod ścianą, uklęknęłam przy nim.
J: Wszystko w porządku? - złapałam go za ramie, brunet ledwo co otworzył oczy, twarz miał całą posiniaczoną, rozcięty łuk brwiowy i wargę. Do tego zauważyłam, że ma ranę postrzałową. Krwawił z barku i brzucha. - Musisz wstać.. - powiedziałam spokojnie, ale w środku bałam sie o jego życie. Chłopak coś wymruczał, ale nic nie zrozumiałam, czas uciekał, a on coraz bardziej słabł. - Zaraz wrócę.. - wróciłam biegiem do samochodu i przyjechałam w miejsce gdzie zostawiłam rannego chłopaka. Udało mi sie go włożyć na tylne siedzenia auta i sama z prędkością światła znalazłam sie za kierownicą. - Musisz mi pomóc.. - powiedziałam przez telefon do mojego dawnego znajomego.
D: Ty czy ktoś inny? - doktor wiedział o co mi chodzi.
J: Nie ja.. Ale trzeba mu szybko pomóc.. Dostał dwie kulki, najprawdopodobniej są w środku.. - tłumaczyłam lekarzowi, nie interesowało mnie żadne czerwone światło na ulicach. Chciałam jak najszybciej dojechać do kliniki doktora.
D: Czekam.. - rozłączyłam sie i wcisnęłam pedał gazu w podłogę. Na liczniku było ponad 150km/h a jesteśmy w centrum miasta.. Podjechałam na podjazd, lekarz czekał już z noszami, pomógł mi go położyć na nie i pojechaliśmy na sale..

~ ~ ~
J: Jak masz na imię? - zapytałam chłopaka gdy wybudził sie z ponad tygodniowej śpiączki.
Ch: Viktor.. - szepnął
J: Wiesz kto cie tak urządził?
V: Chyba tak.. Kiedyś wisiałem im sporo kasy za towar.. - wytłumaczył.
J: Kiedyś, czyli dilerką sie już nie zajmujesz, ani nie bierzesz? - chłopak spojrzał w moje oczy.
V: Nie.. - w jego zmęczonych tęczówkach była szczerość.
J: To dobrze, bo masz u mnie dług wdzięczności, a ja potrzebuje kogoś do mojej restauracji.. - uśmiechnęłam sie zachęcająco do niego.
V: Jako kto?
J: Coś wymyśle.. Jak wyzdrowiejesz musisz mi powiedzieć dokładnie co to za dilerzy..

V: Co zrobisz z tą informacją? - zaciekawił sie
J: Coś wymyśle.. - powiedziałam pewna już tego co zrobię, wstałam z krzesełka i wyszłam z jego sali. 


~ ~ ~
V: Nath.. - usłyszałam cichy głos za sobą, odwróciłam sie w stronę bruneta.
J: Tak? - spojrzałam w jego oczy. Bał sie czegoś..
V: Nie będziesz miała przez to kłopotów? - spojrzał na broń w mojej zakrwawionej dłoni. Położyłam ją na jakiejś skrzynce i wytarłam rękę w chusteczkę.
J: Niee.. A nawet jeśli, to dam sobie rade.. - uśmiechnęłam sie by przekonać go do swoich słów.
V: Nie wątpię.. Ale sie martwię.. - wyznał.
J: Vik posłuchaj.. - wzięłam głęboki wdech - Jesteś dla mnie jak brat, którego nigdy w życiu nie miałam.. - chłopak na te słowa sie uśmiechnął - I pewnie co jakiś czas będę właśnie tak wyglądać, poraniona i we krwi, ale nie możesz sie o mnie martwić..
V: Dlaczego?! - zdziwił sie
J: Bo to niebezpieczne, nie martwiąc sie nie pokazujesz żadnych uczuć, a ja nie chce byś był kogokolwiek ofiarą, więc nie martw sie o mnie.. Nie kochaj mnie, nawet możesz mnie nie lubić, nie wykazywać żadnej sympatii do mnie.. Tak będziesz o wiele bezpieczniejszy. - Viktor naprawdę był zaskoczony moimi słowami. 

V: Kocham Cie.. - on nie może!! -  Kocham jak siostrę.. - powiedział pewny siebie, w pewnym stopniu mi ulżyło - Postaram sie nie martwić jeżeli ty będziesz ze mną na ten temat rozmawiać.. - skrzywiłam sie - Co jakiś czas.. - dodał
J: Nie obiecuje..
V: Postaraj sie..

~ ~ ~
V: Najlepsza restauracja w całym Londynie!! - krzyczał radośnie z kieliszkiem szampana w ręku. Świętowaliśmy całą załogą, niesamowity rok działalności mojej restauracji.
J: Taak.. Oby tak dalej.. - zaśmiałam sie - Dobra Vik, trzeba jeszcze posprzątać kuchnie.. - przypomniałam
V: Obowiązkowo.. - uśmiechnął sie..


______________________

A więc mamy prolog.. :)
Liczę na wasze komentarze, minimum 5 i będzie 1 rozdział :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ !!!!!!!!
 



Naat

9 komentarzy: