CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

102. He asked me for it!

Hej!
Wiadomość dla Anonimka który mówił że teraz ff jest jak w piosence 'Stockholm Syndrome'.. Jest w playliscie, na 19 miejscu :*
Starałam się napisać dłuższe, ale nie wiem czy wyszło i czy spełnia wasze oczekiwania!!
+ Ten rozdział jest z dedykacją dla Pauliny G.. Obiecałam że Cie dodam?! Obiecałam!!

Objaśnienie:
J: - ja (Nath),
B: - Bill,
Z: - Zayn,
P: - Paula!
________________


J: Witaj Bill... - usiadłam na przeciwko niego. Mężczyzna patrzył na mnie jakby ducha zobaczył. A tak! Wszyscy uwierzyli, że nie żyję...
B: Myślałem, że z piekła nie wypuszczają...  - zaśmiał się cicho. - No no no, nawet mnie nabrałaś, kochanie... - kolejny sztuczny śmiech.
J: Sądzę, że po mnie powinieneś się spodziewać wszystkiego... W końcu jaki ojciec taka córka. - odwzajemniłam takim samym śmiechem. - Prawda, tatusiu? - spojrzał na mnie wściekle.
B: Miałaś 
tak nigdy więcej na mnie nie mówić! I czego chcesz?! - uniósł głos, przez co niektórzy z gości na Nas spojrzeli.
J: Wiele rzeczy, najbardziej Twojej śmierci. - powiedziałam prawdę, upijając łyk jego wina.
B: Mamy jednak wiele wspólnego. - powrócił do swojego posiłku. 
J: Oczywiście, że tak.. Nie masz jeszcze dość?! - uśmiechnęłam się - Przed chwilą zabiłam trzech kolejnych. - powiedziałam prawdę.
B: Nie wierze Ci. - zaśmiał sie nerwowo i w tym samym momencie na jego telefonie pojawiła się wiadomość. Odczytał ją zaciskając mocniej szczękę.
J: Miałam racje? Ja zawsze ją mam Bill. Na Ciebie też przyjdzie pora! Obiecuje Ci to jako Twoja córka! - warknęłam i wstałam szybko od stołu. Wyszłam z restauracji i mogłam odetchnąć. Nie sądziłam, że będę taka zdenerwowana. To prawda, że on mnie wychował, a od roku na mnie poluje. Wiedziałam, że kiedyś będzie moim wrogiem, ale nie sądziłam że ojciec będzie chciał zabić swoje dziecko! Po porwaniu pamiętam tylko jego. Wychował mnie jak swoją, układał mnie do snu, czytał bajki... Znam go od każdej strony... 
Wróciłam do swojego mieszkania i powędrowałam do łazienki. Rozebrałam sie do naga i stanęłam pod prysznicem i zamknęłam oczy...
N: Kocham Cie Nathalie.. - słyszałam w głowie jego słowa. Miałem wrażenie jakby dotykał właśnie mojego ciała... 
Tęskniłam za nim, chciałam by tu teraz przy mnie był, bym mogła znów poczuć jego ciało, ciepło i dotyk. Jego gorące wargi spotykające się z moimi, jego dłonie złączone z moimi, jego ramiona wokół mnie. Mam już dość ukrywania się, a do tego te wszystkie informacje od Zayna. Niall jest w rozsypce, do tego zaczął polować na jakiś gangsterów. Malik stara sie to wszystko jakoś łagodzić, ale słabo mu to wychodzi. Blondyn nie odpuszcza, chce zemsty, a ja wiem, że to prowadzi go na śmierć. Nie mogę na to pozwolić, muszę wszystko wyprzedzać! Każdy ich
Paula Jonson!
ruch! 
Mam wrażenie, że Tomlinson nie utrzyma tego w tajemnicy, mimo że minęło już około 3 tygodni, to dalej mu nie ufam. Nie kontaktuje sie z nim. Tylko Zayn mi mówi jak jest, a jest bardzo źle! 
Nawet wspomniał kilka razy, że Viktor go nachodził. Nie spodziewałam się, że tak będzie przeżywał moją śmierć...
Wyszłam z łazienki, ubrałam na siebie jakieś dresy i usiadłam przed komputerem. Zajęłam się szpiegowaniem, do czasu aż przerwał mi mój telefon.
J: Halo? - odebrałam spoglądając wcześniej na wyświetlacz, to Malik.
Z: Znasz niejaką Paulę Jonson? - odezwał się bez żadnego przywitania.
J: Nie.  - od razu zaczęłam ją sprawdzać, ale za cholerę nie widniała w żadnej bazie danych.
Z: Kręci się koło Nialla i twierdzi że jest jego daleką kuzynką. - poinformował.
J: Myślisz że jest od Billa? - w sumie to mogło być nawet stwierdzenie. 
Z: Myślę że tak. Coraz częściej jest blisko Horana, sądzę że może coś kombinować. - był podejrzliwy. 
J: I nie powiedziałeś nic wcześniej?! - zdenerwowałam się
Z: Jestem czujny, ale Niall nie... Spotykają się, myślę, że nawet dobrze się z nią dogaduje, zapomina już o zemście, jeśli tego nie chcesz, wróć. - powiedział jakby z błaganiem w głosie.
J: To jest Twoja sztuczka? - byłam podejrzliwa
Z: Co? Nie! Oczywiście, że nie... - wziął głęboki wdech - Po prostu martwie się o Nialla... To wszystko... 
J: Sprawdzę ją... - rozłączyłam się.. Przed komputerem sprawdziłam niemal cała nockę, ale niewiele  dowiedziałam się o pannie Jonson. Może i jest daleką krewną mojego narzeczonego, ale nie podaruje jej jeśli coś jemu sie stanie. Nie będę miała skrupułów!
    W ciągu kolejnego tygodnia zajęłam sie obserwowaniem tej dziewczyny, Zayn miał racje. Spędzają dużo czasu razem! Byłam cholernie zazdrosna! Nie wierze, że on tak szybko o mnie zapomniał i świetnie się z nią bawi. Rozsadzała mnie wściekłość! Chyba czas uciąć sobie z nią małą pogawędkę! Rozstała sie właśnie z moim blondynem i skierowała sie w stronę swojego auta. Siedziałam w swoim cudeńku i ruszyłam za nią. Zatrzymała się przed jakimś hotelem. Wysiadłam za nią, rozmawiała przez telefon.
P: Myślę że dobrze, śmieje się ciągle, jakby zapomniał... - miałam wrażenie że mówiła o

moim Niallu. Dotarłam za nią do jej pokoju i ledwo zamknęła za sobą drzwi ja od razu zapukałam. - W czym mogę pomóc? - otworzyła niemal natychmiast. Bez zaproszenie weszłam do środka, rozglądając się po całym pomieszczeniu. Zauważyłam, że rozłączyła połączenie. Złapałam ją za szyję i przycisnęłam do ściany.
J: Kim Ty, kurwa, jesteś?! 
P: Po-pomocy! - wycharczała
J: Odpowiadaj! 
P: P-Paula Jonson...
J: Dla kogo pracujesz? - patrzała na mnie niezrozumiale, jej twarz zrobiła się czerwono-sina. Dziewczyna wyglądała na naprawdę przerażoną... Może za ostro zareagowałam? - Trzymaj sie od Niego z daleka! - warknęłam przez zaciśnięte zęby i puściłam ją.
P: Od kogo? - pytała próbując złapać jak najwięcej powietrza.
J: Nie rób ze mnie idiotki! Masz zostawić Nialla w spokoju! - zrobiłam krok w jej stronę, cofała się łapiąc za obolałą szyję.
P: Nie zastraszysz mnie! - stanęła w miejscu i wrogo na mnie spojrzała 
J: Myśle, że właśnie mi się to udało! - uśmiechnęłam się triumfale
P: Kim Ty jesteś, że mówisz mi co mam robić?! - prychnęła
J: Nie takie na drodze mi stawały! Jestem Nathalie Horan! Narzeczona Nialla! - prawie krzyknęłam, mina jej zrzedła. Nie spodziewała się chyba!
P: Jego narzeczona nie żyje!
J: A jednak oto stoje przed Tobą! Odpierdol sie od Niego, bo będzie po Tobie! - kierowałam sie w stronę drzwi - Masz szczęście, że naprawdę jesteś jego rodziną. - powiedziałam z fałszywym uśmiechem.
P: Poczekaj! - zawołała gdy złapałam za klamkę, odwróciłam sie do niej - Porozmawiajmy na spokojnie... - powiedziała łagodnie i wskazała żebym usiadła. Zrobiłam to i czekałam na to co ma mi do powiedzenia. - Nie mam zamiaru wchodzić między was... - zaczęła, i masz szczęście! - Po prostu zadzwonił do mnie Harry i chciał żebym spędziła trochę czasu z Niallem...
J: Styles? - weszłam jej w słowo
P: Tak.. ale nie chciał źle. Wie, że dla Horana ważna jest rodzina, więc w taki sposób chciał mu pomóc. A ja zgodziłam się...
J: Ile Ci zapłacił? - zaśmiałam sie cicho.
P: Jak mogłabym za przebywanie z kuzynem brać pieniądze?! - oburzyła sie.
J: To za co Ci zapłacił?! 

...

______________
Paula podobał się?! Pewnie jeszcze sie ta postać pojawi! 
A ogólnie wam, jak sie podoba?! i czy w ogóle?!
Myślę, że 20 komów jest spoko!! <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

środa, 26 sierpnia 2015

101. I can't believe it.. !!

Hej!! <3
Macie 101 rozdział <3 Piękna liczba <3 <3
Przez weekend nic nie dodam!! :/

Objaśnienie:
J: - ja (Niall, potem Nathalie)
Z: - Zayn,
Lou: - Louis,
B: - Bill.

________________

*Wciąż oczami Nialla*
J: Byliście tam z nią! I, kurwa, nie pomogliście jej?! Czemu wam nic nie jest?! Czemu pozwoliliście jej zginać?! - łzy spłynęły po moich policzkach.
Z: To działo się tak szybko... Może chodziło im tylko o nią... Nie denerwuj się, ułoży sie, zobaczysz.. - próbował mnie pocieszyć
J: Jaja sobie ze mnie,kurwa, robisz?! Jakbyś sie czuł jakby zabili Ci narzeczoną? I jakbym ja to widział? Nienawidzę was! Wypierdalać! - wrzasnąłem i pokazałem na drzwi. Nie chciałem ich widzieć. Pozwolili umrzeć mojej Nath. Nie mogę w to uwierzyć!!
Lou: Niall, ale to...
J: Głuchy byłeś?! Nie chce was widzieć! - przerwałem mu, spuścili głowy i wyszli. Miałem ochotę coś rozwalić, rozwalić siebie... Po co mam żyć, skoro nie ma mojej miłości przy mnie. Moje życie nie ma bez niej sensu! Czemu ja jej pozwoliłem wyjść?! Czemu nie zatrzymałem jej na siłe...?! Moze dlatego poierwszy raz odpowiedziała, że mnie kocha? Może była pewna że zginie... Czyżby się poddała?!
Wplątałem palce we włosy i pociągnąłem za nie. Co ja teraz zrobię?! Zszedłem szybko na sam dół i chciałem wejść do strzelnicy, ale drzwi za cholerę nie chciały sie otworzyć, nie działały na skan mojego palca! Wróciłem na górę i
znalazłem się w jej sypialni, znów zacząłem szukać broni. Pamiętam kryjówki z których je wyciągałem, ale nie było ich. Poszedłem do swojej, też nigdzie nie było żadnej broni. FUCK! Wyszedłem na podwórze i z nieba zaczął padać deszcz, idealnie! Tego właśnie potrzebuje, razem ze mną płakało i niebo... - Dlaczego mi ją zabrałeś?! - mówiłem patrząc w górę. Nie spiesząc sie poszedłem do altanki nad jeziorkiem, usiadłem na ławeczce przed nią i... I nic... Nie miałem w głowie niczego prócz niej. Nawet nie zdążyłem jej pokazać tego miejsca... 
Jak oni mogli ją zabić, dlaczego w ogóle ona sobie na to pozwoliła? Przecież zawsze wychodziła z tego cało. Teraz jeszcze miała pomoc... Nie wierze w to, nie chce w to wierzyć! Ona musi żyć! Na pewno żyję... Nie uwierzę póki nie zobaczę jej ciała! Wróciłem biegiem do pałacu, spojrzałem na wielki zegar w salonie, było już po 11pm... Jeśli Nathalie naprawdę zginęła to dostane o północy wiadomość...  
Wziąłem prysznic, założyłem szorty i położyłem sie na jej miejscu w łóżku. Targały mną sprzeczne emocje. Co chwile sprawdzałem godzinę na telefonie... Gdy była minuta do północy, z nerwów zacząłem obgryzać paznokcie... Minęła północ, potem 15 minut, pół godziny... Aż w końcu odleciałem...
    Ranek przyszedł strasznie szybko, od razu sprawdziłem telelefon. Zero nowych wiadomości, czyli Nathalie jest cała...? To na pewno znak... Niech mówią co chcą! Ja będę żył nadzieją, że żyje i że miała powód podejmując taką decyzję. Podniosłem sie z łóżka i wykonałem poranne czynności, ubrałem się i zjadłem lekkie śniadanie. Mój żołądek wciąż był skręcony z nerwów. Mimo wszystko, to są tylko moje podejrzenia, nie jestem na sto procent pewny, że to jest jej plan. Pojechałem do Zayna, on musi powiedzieć mi więcej! I jeśli Nath naprawdę nie żyje, to musi pomóc mi się zemścić. Nie pozwolę by tak bezkarnie chodzili po świecie! Nawet jeśli sam miałbym zginąć.
J: Zayn?! Jesteś? - wszedłem bez pukania do środka. Chłopak stał w salonie i rozmawiał przez telefon. Gdy mnie zobaczył zmieszał się troszkę.
Z: Musze kończyć, Niall przyszedł. - powiedział znacząco. Rozłączył się i spojrzał na mnie ze smutkiem. - Jak sie trzymasz? - zapytał z troską w głosie. Będę grał na zwłokę... Może kiedyś go na czymś przyłapie...
J: Wcale się nie trzymam... - mruknąłem cicho - Musisz mi pomóc. - zacząłem od razu i usiadłem na kanapie.
Z: W czym? - zdziwił się.
J: Chce zabić tych co zabili Nathalie... - mój głos był pewny, sam nawet nie wiem skąd we mnie tyle odwagi.
Z: CO?! - był zaskoczony - Nie możesz! Nathalie nie chciałaby żebyś narażał swoje życie.
J: Nie mów mi co ona by chciała, a czego nie! - krzyknąłem i poczułem łzy zbierające się w moich oczach. 
Z: Chcesz latać z bronią po mieście?
J: Chce im wymierzyć sprawiedliwość.
Z: Troche na to za późno. Zabiliśmy ich z Louisem... - albo mówił prawdę, albo chciał żebym odpuścił, ale NIE!
J: Może ich zabiliście, ale Bill dalej chodzi po tym świecie. - powiedziałem z obojętnością.
Z: Porywasz się z motyką na słońce. Nawet nigdy nie używałeś broni! Zapomniałeś już jak zarzekałeś się, że nigdy nie wejdziesz w takie życie?! - teraz miał do mnie pretensje?!
J: Kurwa Zayn! Oświadczyłem się dwa dni temu! Dwa pierdolone dni!! - warknąłem na niego - Chce zemsty!!
Z: Rozumiem Cie stary, ale to nie jest rozwiązanie...
J: Albo mi pomagasz albo sam sobie poradzę.. - postawiłem mu warunek
Z: Stawiasz mnie pod ścianą... - westchnął
J: Odpowiedź jest bardzo prosta, tak albo nie... - mruknąłem
Z: Oczywiście że Cie z tym nie zostawię, ale obiecaj że nie będziesz śledził Billa i jego ludzi... - spojrzał na mnie prosząco.
J: Jak mam ich zabić bez tego? - zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
Z: Ja będę to robił. - pozwolić mu narażać życie za mnie? Już jednak bliska mi osoba to zrobiła...
J: Nie mogę się na to zgodzić. Nie możesz tak sie dla mnie poświęcać. - zaprzeczyłem
Z: Niall zrozum! - podniósł głos - Ja w tym siedzę, mam pewne doświadczenie, a Ty? - spojrzał na mnie znacząco.

J: Będziesz po prostu pomagał. - stwierdziłem i wyszedłem z jego domu. Czułem się potwornie, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić... Wsiadłem w samochód i wróciłem do pałacu. Było około południa, a ja? Siedziałem na kanapie i wpatrywałem się w jej zdjęcie,. Łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.. - Powiedz mi, że się nie myle, że gdzieś tam żyjesz... - łkałem do fotografii. Nigdy w życiu nie czułem się tak koszmarnie. Nawet wtedy gdy mała Nathalie zniknęła z mojego życia, a teraz... Teraz gdy była moja, gdy mogliśmy stawiać czoła razem, ona zniknęła ponownie... Życie jest niesprawiedliwe, wszystko co sprawia że jestem szczęśliwy i to co kocham znika.. 
Prędzej czy później i tak do niej dołączę...

*Oczami Nathalie*
    Jestem w totalnej rozsypce. Rozmawiałam z Zaynem, opowiedział mi jak zareagował Niall. Czułam się strasznie, że ranie go w ten sposób, ale tak na razie będzie lepiej. Załatwię kogo trzeba i wrócę do Niego. Mam nadzieje, że mi wybaczy. Nie wiem jak długo będę się ukrywać i oby do tego czasu Niall  niczego sobie nie zrobił. W nic głupiego się nie wpakował. Kocham go najmocniej na świecie i nie darowałabym sobie gdyby mu się coś stało... 
Namierzyłam kolejnych dwóch Sokołów, niestety lub stety byli od siebie o kilka kilometrów. Z pierwszym poszło nadzwyczaj łatwo, drugi stawiał opór i się mnie spodziewał. Wyszłam prawie bez szwanku, lekkie muśnięcie kuli na ramieniu, da się przeżyć... Rana na sercu bardziej bolała i chyba żaden fizyczny ból nie będzie większy od tego psychicznego. 
Zabijając Erica myślałam, że zabijam Tommiego. To jedno z najgorszych morderstw w moim życiu. Do tego świadomość że Niall teraz cierpi. Jeśli uda mi się do Niego wrócić, to chyba nigdy nie zdołam mu wynagrodzić ten całej sytuacji. Mam nadzieje, że zrozumie i dalej będzie mnie kochał...
 Wróciłam do swojego starego mieszkania na obrzeżach Londynu, opatrzyłam drobną ranę i usiadłam na kanapie. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, moje i Nialla zdjęcie. Aż zakuło mnie w sercu. Musze zablokować numer tak, żeby nie był dostępny dla Horana. Co jeśli domyśli się wszystkiego i będzie próbował się ze mną skontaktować... Zamierzam działać na pełnych obrotach, żeby jak najszybciej zabić kogo trzeba. Nie wytrzymam długo bez ciepła Nialla, jego spojrzenia, dotyku, zapachu... Bez niego całego...
    Mijały dni, a nawet tygodnie... Nie pokazałam się jeszcze Horanowi. Zayn mówi że jest coraz chudszy, coraz bardziej załamany i w coraz groźniejsze sytuacje sie pakuje. Nic nie mogę zrobić, jestem coraz bliżej swojego celu. Nie mogę tego przerwać... Na moim telefonie pojawiła sie informacja że Mafioza ma być dzisiaj w restauracji, nie mojej, do mojej się nie zapuszcza. 
Włożyłam szybko odpowiedni strój, pochowałam bronie, magazynki... Ostatnie dwa... Musze pojechać do pałacu jak Nialla tam nie będzie i się dozbroić... Wsiadłam w auto i pojechałam do lokalu. Weszłam do środka i odszukałam Billa. Przy ludziach, a przynajmniej przy takiej ilości nic mi nie zrobi, a ja nie mam zamiaru do niego teraz strzelać.
J: Witaj Bill... - usiadłam na przeciwko niego. Mężczyzna patrzył na mnie jakby ducha zobaczył. A tak! Wszyscy uwierzyli, że nie żyję...
B: Myślałem, że z piekła nie wypuszczają...  - zaśmiał się cicho. - No no no, nawet mnie nabrałaś, kochanie... - kolejny sztuczny śmiech.
J: Sądzę, że po mnie powinieneś się spodziewać wszystkiego... W końcu jaki ojciec taka córka. - odwzajemniłam takim samym śmiechem. - Prawda, tatusiu? - spojrzał na mnie wściekle.
B: Miałaś..
...
_______________

A więc jest!! Oby nie był nudny! Bo moje pisanie jest naciągane, niby w głowie są pomysły, ale jak zaczynam pisać to wszystko ucieka!! 
+ Dłuższy?!
Ale 20 komów dacie rade uzbierać!!!!!!!!!!!! <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!



 

Naat

niedziela, 23 sierpnia 2015

100. Niall she doesn't live..

Hej <3 
I mamy 100 rozdział!! Sama nie sądziłam że się takiego FF doczekam, ze stworze dzieło na ponad 100 rozdziałów, i jak już to komuś będzie się podobać! A tu prosze!! <3
Dziękuje że jesteście, że czytacie, komentujecie.. <3 Dziękuje za ponad 40 000 wyświetleń.. Dziękuje za prawie 1 130 komentarzy!! <3 Kocham każdą z was <3

Objaśnienie:
J: - ja (najpierw Zayn, potem Niall),
N: - Nathalie,
Lou: - Louis,
Z: - Zayn.

__________________

*Wciąż oczami Zayna*
J: Po wszystkim... ? - spytałem bardziej siebie, nie patrzałem na Louisa, to co zrobił było i pomysłowe i wredne. Pomogłem Nathalie ściągnąć jej kamizelkę i wpatrywałem się z nią z przerażeniem. Przyjęla minimum 10 pocisków... 
Lou: Musiałem Zayn... - powiedział cicho obok mnie i pozbył się swojego zabezpieczenia. 
J: Nathalie?!  - potrząsałem nią. Stała oparta o auto i masowała mostek.
Lou: Zayn, naprawdę... - spojrzałem na niego. Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć.
N: Dobra.. Wróciłam... - wymruczała. Przytrzymałem ją żeby się nie przewróciła. Oddychała ciężko i starała sie uspokoić. Rozglądała się badawczo, sam to zrobiłem. - Musze tam wrócić... - wyrwała mi się i pobiegła w strone budynku.
J: Nathalie! - ruszyłem za nią. Wbiegła znów na samą górę, nie patrząc czy depta po którymś z trupów.  Podeszła do Tommiego, przykucnęła przy nim i zaczęła go przeszukiwać. - To niemożliwe, żeby on wtedy nie umarł... - mówiła bardziej do siebie. - Kurwa jaka ja byłam głupia! - wyprostowała sie z portfelem w ręku.
J: Co sie stało? - podszedłem do niej. Brunetka pokazała mi dowód tożsamości chłopaka. Tylko że on miał na imię Eric.. - Jak to możliwe?
N: Normalnie... To był brat bliźniak Tommiego. Czemu ja tego wcześniej nie sprawdziłam? Mogłam sie domyślić.. - była zła na siebie.
Lou: Zapomniałaś że twój były miał brata bliźniaka? - prychnął. Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.
N: Tommi nigdy o Nim nie mówił, nie utrzymywał z kontaktów z bratem... Z resztą Tomlinson, nie muszę ci sie tłumaczyć! - warknęła i zaczęła wychodzić. Poszliśmy za nią, a w głowie cały czas miałem tą akcje. Dawno na takiej nie byłem, Nathalie to ostra zawodniczka... Nie chciałbym z nią zadrzeć. Dziwie się że nie zabiła Tomlinsona za to co odjebał...
J: Co teraz zamierzasz ? - dorównałem jej kroku.
N: Powiedz Niallowi, że zginęłam...
Lou: Oszalałaś? Jak zamierzasz sie ukryć?
N: Może u Ciebie.. Każdy wie, że mnie nienawidzisz. Do tego Zayn opowie jak nas zdradziłeś podczas akcji...  - nie przebierała w słowach. Tommo na chwile przystanął, ale zaraz sie ocknął.
Lou: Zabawne... - zaśmiał sie cicho - Naprawdę myślisz, że to była jedyna propozycja zlikwidowania Ciebie? Sądzisz, że nie skorzystam z innych, jak będziesz u mnie?! - Nathalie spojrzała na niego.
J: Louis! - powiedziałem znacząco.
N: Myślę, że narzeczonej swojego przyjaciela nie zabijesz... - uśmiechnęła się do niego złośliwie.
Lou: Teoretycznie żyć już nie będziesz. - widziałem jak jej szczeka sie napina ze złości. Podeszła do niego i wymierzyła mu prawego sierpowego. Louis zatoczył się kilka kroków do tyłu. Zaraz potem wsiadła do swojego auta...
J: Nathalie może lepiej jak nie będziesz udawać? - chciałem by zabrzmiało to najłagodniej jak tylko potrafię, teraz jej oczy były na mnie. - Pomyśl o Niallu.. - momentalnie złagodniała. Niesamowite jak 
na nią działa tylko jego imię.
N: Nie, musze to zrobić... - powiedziała cicho. Widziałem, że każde słowo przychodziło jej z trudem.
Lou: I naprawde u mn...
N: Nienawidzę cie Tomlinson. - weszła mu w słowo. Mamrotał coś jeszcze pod nosem...
J: Jesteś chujem Loui.. - odwróciłem się do niego. Już więcej nikt w samochodzie sie nie odzywał. Nathalie pogrążyła się we własnych myślach, Louis pewnie też... 
Sam zacząłem się zastanawiać... Czemu Louis tak bardzo nienawidzi Nathalie... To prawda, że ma ciężki charakter, ale to właśnie ona uszczęśliwia naszego Horana.
Po około 40 minutach wysadziliśmy Louisa pod jego domem. Nawet sie ze mną nie pożegnał. On będzie musiał się zmienić, choćby dla Nialla...
J: To co zrobisz? - spojrzała krótko na mnie.
N: Wprowadzę w życie mój plan, pomożesz mi ukartować moją śmierć... Jeśli Tomlinson jeszcze raz wejdzie mi w droge to go zabije... - zagroziła -  Dasz radę wmówić każdemu zainteresowanemu, że nie żyje?  - skinąłem głową na 'tak' - Tylko proszę Cie, dopilnuj żeby Niallowi się nic nie stało. Nikt nie może go nie dopaść. Bądź przy nim, nawet zabierz go do siebie... - bała się o niego, a to znaczy że naprawdę go kocha, zależy jej na nim
J: Nie będzie chciał się przeprowadzić... - stwierdziłem
N: Domyślam się... 
J: Bądźmy w kontakcie, dobrze? - dziewczyna uśmiechnęła się lekko i zatrzymała się pod moim domem.
N: Pojedź do Niego wieczorem i mu powiedz tyle ile będzie chciał wiedzieć... - zgodziłem sie i wyszedłem. Odjechała, nawet nie wiem co zamierza zrobić, gdzie sie zatrzyma, ale to Nathalie Horan, na pewno coś wymyśli. Na pewno ma już swój własny plan...
Wszedłem do domu i łaziłem w kółko po salonie. Wziąłem telefon i wybrałem numer do Tomlinsona.
Lou: Halo? - odebrał ze złością.
J: Louis musimy poważnie porozmawiać. - powiedziałem stanowczo.
Lou: Nie mam czasu. - rzucił obojętnie
J: Nie interesuje mnie to, zaraz u Ciebie będę. - rozłączyłem sie, zabrałem kluczyki i wyszedłem z domu. Niecałe 15 minut póżniej byłem u przyjaciela. Nie miał najlepszej miny.
Lou: O czym chcesz rozmawiać? - usiadł zrezygnowany na kanapie.
J: To chyba oczywiste... Co to kurwa miało być, w tym magazynie?! - wrzasnąłem na niego
Lou: Jak to co? Ocaliłem nam dupy! - odpyskował - To był szczęśliwy traf że ten Paul się napatoczył... Było ich zbyt wielu, musiałem ich zdezorientować... 
J: Na pewno? - zszedłem z tonu
Lou: Tak. Kurwa Zayn. Miałem pozwolić im Cie zabić? - brzmiał na zmartwionego.
J: W porządku, to teraz jedźmy do Nialla. Trzeba mu wszystko powiedzieć.
Lou: Naprawdę angażujesz się w to?
J: Naprawde. - odpowiedziałem pewnie - Szczerze mówiąc, wole ją mieć po swojej stronie... Widziałeś jej blizny na ramionach? Tyle pocisków to my wszyscy razem nie przyjęliśmy w życiu... To niezły zawodnik.- przyznałem - Podziwiam ją że walczy przeciwko Billowi. To najgroźniejszy mafioza, swego czasu nawet my się go baliśmy, pamiętasz? - uśmiechnąłem się lekko
Lou: Pamiętam. - mruknął - Dobra, jedźmy do Niego... - pojechaliśmy do posiadłości Nath. Pierwszy raz widziałem ten pałac z bliska. Byłem pod ogromnym wrażeniem, że ma taką fortece...  Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili brama się otwierała, a zaraz potem wysiadaliśmy z auta...

*Oczami Nialla*
Otworzyłem bramę, to pewnie Nathalie. Może jest ranna i nie ma sił zeskanować palca... Już miałem wychodzić, żeby jej pomóc, kiedy zobaczyłem że z auta wysiadają moi przyjaciele.
J: Co Wy tu robicie? - zdziwiłem sie widząc chłopaków. Nawet się nie uśmiechnęli.
Z: Też sie cieszymy że cie widzimy... - zaśmiał sie słabo.
J: Wejdźcie. - wpuściłem ich do pałacu, Louis się nie odzywał, miałem jakieś dziwne przeczucie. - Coś się stało? Zayn, nigdy do mnie nie przyjeżdżałeś... 
Z: Stało się Niall, nawet nie wiem jak Ci to powiedzieć... 
J: Wyduś to z siebie? - zapytałem z paniką.
Z: Niall, ona... - zamilkł na chwile. 
J: Co? Mówisz o mojej Nath? Widziałeś się z nią? 
Lou: Oboje ją widzieliśmy. Byliśmy razem z nią, kiedy... - czułem że serce zaraz mi wyskoczy.
J: O czym wy pierdolicie?! - wściekłem się - GDZIE. ONA. JEST?! - warknąłem przez zaciśnięte zęby.
Z: Nie denerwuj się...
J: Jak mam się nie denerwować? Gdzie jest moja narzeczona? - wariowałem
Z: Nie żyje. - powiedział krótko, poczułem łzy zbierające się w oczach.
J: Co?! 
Z: Przykro mi Niall, nie mogliśmy nic zrobić. Było ich za dużo... - tłumaczył, podszedł do mnie o kilka kroków ale się cofnąłem, to nie może byś prawda!
J: Byliście tam z nią! I, kurwa, nie pomogliście jej?! Czemu wam nic nie jest?! Czemu pozwoliliście jej zginać?! - łzy spłynęły po moich policzkach.
Z: To działo się tak szybko... Może chodziło im tylko o nią... Nie denerwuj się, ułoży sie, zobaczysz.. - próbował mnie pocieszyć
J: Jaja sobie ze mnie,kurwa, robisz?! Jakbyś sie czuł jakby zabili Ci narzeczoną? I jakbym ja to widział? Nienawidzę was! Wypierdalać! - wrzasnąłem i pokazałem na drzwi. Nie chciałem ich widzieć. Pozwolili umrzeć mojej Nath. Nie mogę w to uwierzyć!!
Lou: Niall, ale to..

...

__________

I jak?! Dłuższy? Może być taki 100 rozdział?!
Będzie 18 komów?! 
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!! 




Naat

środa, 19 sierpnia 2015

99. I want explanations Tommi!!

Hej! 
I przepraszam!!
Wiem, że długo czekaliście, ale w końcu napisałam.. Może nie długi, ale nie wiem jak podzielić pisanie z pracą.. Staram sie was nie zaniedbywać i coś jednak dodawać, w pracy myślę o akcjach jakie mógłby by się dziać, tylko żeby FanFiction nie zrobiło się nudne.. :) 
Chcielibyście dłuższe rozdziały, staram się!!
What else?!
Aaa..  Na blogu zaraz będzie 100 rozdział, cieszycie się ze taka liczba i jeszcze nie koniec? :) 
DZIĘKUJE ZA KAŻDY KOMENTARZ! ZA WYŚWIETLENIA!!! <3

Objaśnienie:
J: - ja (Nath, potem Zayn),
Lou: - Louis, 
Z: - Zayn,
M: - Matt,
T: - Tommi,
P: - Paul,
N: - Nathalie.

_______________________

J: Nie musisz wstawać! - zaśmiałam sie ironicznie kiery Matt poderwał sie z miejsca na mój widok. Z prędkością światła zastrzeliłam Luke i kolesia obok Niego. Tommy został raniony w szyje i szybko się wykrwawiał. Matt nawet nie zdążył zareagować. Wykopałam z jego ręki broń i celowałam prosto w środek czoła. Musi mi powiedzieć jak to się stało, że miał przy sobie Tommiego.
M: Coś Ty odjebała?! - wrzeszczał
J: Cóż, dalej trzymam formę...
  - zaśmiałam się sztucznie.
T: Nathalie.. - wychrypiał - Naprawdę Cie przepraszam... - Mówił resztkami sił. Spojrzałam na Niego, jego oczy, usta, na sam widok wróciły wspomnienia. Wszystkie złe! Czułam, że jeśli szybko tego nie zakończę, to zmięknę.
M: Zaskoczona jesteś, co? - zaśmiał się szyderczo.
J: Chce wyjaśnień! Jak to się stało że on żyje! - złość rozsadzała mnie od środka, każde wspomnienie związane z Tommim doprowadzało mnie do szaleństwa.
M: Co tu wyjaśniać? Sprzedał Cię i Wasze dziecko... - na te słowa uderzyłam go pieścią w twarz. Od razu wypluł krew.
J: To są Twoje ostatnie minuty...  - cofnęłam sie o krok 
M: Nie wyjdziesz stąd żywa, jest tu moja cała armia.  - cwaniacki uśmieszek wpełzł na jego obrzydliwą twarz...
J: Żebyś się nie zdziwił... - otworzyłam drzwi, Zayn i Louis weszli do środka. Stanęłi obok mnie, Matt nie odzywał tylko przyglądał się chłopakom.
M: O proszę! - prychnął - Co jak co, ale po Tobie nie spodziewałem się, że będziesz z kimś współpracować, na pewno nie z dilerami... - zasmiał się, widziałam kątem oka jak szczęka Zayna się napina.
J: Ludzie się zmieniają... - chciałam brzmieć spokojnie, ale marnie mi to wychodziło. - Koniec tej zabawy! - warknęłam i wymierzył z powrotem w Matta. 
M: Spokojnie Nathalie... - chyba się przestraszył - Dogadajmy się... Na pewno masz swoją cene!  
J: Niestety nie! - wytrzeliłam kilka pocisków, dziurawiąc ciało Sokoła. Podeszłam do byłego narzeczonego. cieżko dyszał, zasłaniając szyję. - Tom ? - spojrzał na mnie.
T: Skończ moje cierpienie... - mruknął, plując krwią.
J: Czemu to zrobiłeś? - milczał Mów kurwa! - wydarłam sie.
Lou: Nie zabij go przed wyjaśnieniami... - zignorowałam komentarz Louisa, chociaż miał racje. Mało mi brakuje...
T: Zagrozili mi... - charczałcoraz mocniej - Bill zagroził, że jeśli 
tego nie zrobimy to Cię zabiją, nie miałem innego wyjścia... - krztusił się
J: Nie pierdol, że tak było... Wolałeś ukartować swoją własną śmierć i pozbyć się własnego dziecka?! - warczałam, łzy w oczach przysłaniały mi widok.
Z: Co? - był zdziwiony.
T: Nie wiedziałem że zabiją nasze dziecko! - powiedział głośniej i w końcu spojrzał w moje oczy.
Lou: Jak mogłeś tego nie wiedzieć?! 
T: Możliwe, ale...
J: Dość! - przyłożyłam broń do jego serca, miałam już za dużo łez na swoich polikach. - Dzisiaj zginiesz naprawdę. - powiedziałam cicho. Tommy wyciągnął drżącą rękę, żeby dotknąć mojego policzka.
T: Żegnaj Nathalie... - czułam jego mokre palce na swojej twarzy. Zamykając oczy, wystrzeliłam kończąc jego cierpienie. Jego ręka bezwiednie opadła na ziemie, a wzrok stał się pusty. Starłam szybko łzy i stanęłam na równych nogach... 
Wyminęłam chłopakówi wyszłam z tego pokoju. Na korytarzu było pełno trupów...
J: Nie próżnowaliście... - zeszlismy kilka pięter w dół i natknęliśmy się na resztkę armi Matta.
P: Tomlinson?! - odezwał sie najważniejszy z nich. Kojarze go, to on przestrzelił mój brzuch... 
Lou: Paul? Co Ty tu robisz?! - brunet spojrzał na niego, był wyraźnie spanikowany... coś ukrywa? Jego wzrok nie wróży niczego dobrego... 
P: Moja propozycja jest wciąż aktualna. - powiedział znacząco, Louis stał najbliżej Niego. Patrzał raz na mnie i Zayna, a zaraz potem na Paula i resztę.
Lou: Wiesz co, chyba jednak skorzystam... - powiedział zadowolony i stanął ramie w ramie z wrogiem. Celował we mnie!! WHAT THE FUCK!!?
Z: Louis?! Co Ty wyprawiasz?! - był mocno zaskoczony. Sama sie tego nie spodziewałam! Chociaż mogłam, on mnie nienawidzi!
J: Czego mogłam oczekiwać...  - zaśmiałam sie ironicznie i zza paska od spodni wyjęłam naładowaną broń i mierzyłam w Tomlinsona. Malik stał obok mnie i z przerażeniem w oczach
patrzał na przyjaciela, nie wierzył w to co się właśnie działo... Nie chciał wierzyć. - Wiedziałam, że prędzej czy później pokazesz swoje prawdziwe JA... - znów się zaśmiałam i pierwszy pocisk wylądował w ciele Paula, trafiłam go w szyje. Zaraz potem czułam jak w moją klatkę piersiową wbijają się pociski. Rozpętałam kolejną wojnę. Kątem oka widziałam jak Zayn sie chowa. Tomlinson pomimo swojego wrogiego zachowania w stosunku do mnie, strzelał w armie Matta. Moja kamizelka dostała sporo kulek i na szczęście tylko ona... Schowałam się za winklem i trafiałam pozostałych wrogów. 
Z: Nathalie, nic Ci nie jest?! - podbiegł do mnie, gdy wszystko się to skończyło. Siedziałam pod ścianą i starałam się oddychać. Zayn szybko poluzował moją kammizelkę i wyprowadził mnie z budynku. 

*Oczami Zayna*

    Nie mogłem uwierzyć, że wyszliśmy z tego bez szwanku. Co prawda mam jakieś otarcia po kulach, ale to nic w porównaniu do ilości trupów w budynku...
J: Po wszystkim... ? - spytałem bardziej siebie, nie patrzałem na Louisa, to co zrobił było i pomysłowe i wredne. Pomogłem Nathalie ściągnąć jej kamizelkę i wpatrywałem się z nią z przerażeniem. Przyjęla minimum 10 pocisków... 
Lou: Musiałem Zayn... - powiedział cicho obok mnie i pozbył się swojego zabezpieczenia. 
J: Nathalie?! 

...
_______________

Powiedzcie, że wam się podobało.. Ja sama nie wiem czy spełniam jeszcze wasze oczekiwania.. :/
Ostatnio jakaś dziewczyna, amatorka w pisaniu, tak jak ja.. Oceniła mnie i powiedziała, że mam złą gramatykę, i ogólnie popełniam błędy, ale pomysł dobry.. Dziana amatorko!!

Myślę że 16 komów będzie git!! <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

czwartek, 13 sierpnia 2015

98. Could You help me, Zouis?!

Hej! 
Jest 22:37, już dawno powinnam spać, bo jutro do pracy, ale nie musiałam dodać w końcu rozdział!!
Przepraszam ze musicie długo czekać, że są krótkie, ale jak tylko przyjdzie ten wspaniały weekend nadrobie z pisaniem i będą dłuższe!!
Kocham was!!!!!!!!!!!!!

Objaśnienie:
J: - Ja (Nath),
N: - Niall,
Lou: - Louis,
Z: - Zayn,
M: - Matt,

________________________

On jest już MÓJ, a ja JEGO!! Nie pozwolę by ktokolwiek nas rozdzielił i zabije każdego kto będzie chciał mi go zabrać albo skrzywdzić! Nawet jeśli to oznacza zabicie Tommiego!
N: Wiesz jak miło jest się obudzić i widzieć Cie przy sobie? - wychrypiał gdy otworzył swoje oczka. Diamencik na moim palcu miał prawie identyczny kolor co jego tęczówki, zawszę będę to tak właśnie kojarzyć.
J: Zauważyłam... - zaśmiałam się. Podniosłam się i zaczęłam wychodzić z łózka.
N: Nie możesz jeszcze przez chwile zostać? - zapytał z taką nadzieją w oczach. Pochyliłam sie nad nim i ucałowałam jego wargi.
J: Nie, mam ważną sprawę do załatwienia. - podeszłam do szafy i wyjęłam odpowiednie ubrania.
N: Bałem sie wczoraj. Nie bałem się, że zginę, tylko, że już Cie nigdy nie zobaczę. - stanął za mną i objął mnie ramionami.
J: Niall nie pozwolę im Cie skrzywdzić, przepraszam że wczoraj nie obroniłam Cię przed tym porwaniem... - bolało mnie serce - Nigdy więcej nikt mi Ciebie nie odbierze. - odwróciłam sie do Niego. W jego oczach było tyle miłości, szczerości i radości. - Zrobię wszystko żebyś był szczęśliwy. - położyłam dłoń na jego szyi.
N: To zostań dzisiaj ze mną... - uśmiechnął się słabo, bał sie odpowiedzi. Wiedział jaka ona będzie, nie mogę siedzieć bezczynnie w domu. Musze dorwać Luke'a i Matta, muszę się dowiedzieć jak to sie stało że Tommi żyje!
J: Tego dzisiaj nie mogę zrobić. - przyznałam ze smutkiem, Niall posmutniał jeszcze bardziej, nie mogłam na to patrzeć. Co sie ze mną dzieje?! - W porządku, popracuje w domu, ale jeśli będę musiała wyjść to nie zatrzymasz mnie...
N: Jesteś kochana... - przytulił mnie do siebie szczęśliwy, ucałował mój policzek i wyciągnął z sypialni. Śmiałam sie na głos widząc jak on sie cieszy, to najwspanialszy widok... Zjedliśmy w miłej atmosferze śniadanie, blondyn posprzątał, a ja zaszyłam sie w biurze. Nie wiem co przez ten czas robił Niall, ale ja już po kilu godzinach wiedziałam gdzie jest Matt z kumplami. Mogłam jechać i ich pozabijać! Wymorduje ich z zimna krwią, za to co mi zrobili kilka lat temu. Jednak jest ich zbyt wielu w jednym miejscu. Sama mogę nie dać rady. Założyłam na siebie kamizelkę

kuloodporną, wygodniejsze ubrania z mnóstwem kieszeni i skrytek na bronie. Byłam uzbrojona po zęby. Zeszłam na dół, zabrałam kluczyki od Range Rovera i poszłam do salonu gdzie siedział właśnie mój narzeczony.
J: Nie czekaj na mnie... - podeszłam do Niego i pochyliłam sie nad nim by złożyć buziaka na jego usteczkach. Chłopak przedłużył pocałunek.
N: Mam sie martwić? - zapytał z troską.
J: Nie. Nigdy tego nie rób. - uśmiechnęłam sie słabo. - Musze iść... - skierowałam się w stronę wyjścia, wiedziełam że on idzie za mną.
N: Kocham Cie. - usłyszałam za sobą.
J: Szczerze mówiąc... - odwróciłam się do Niego - ...mogę dzisiaj nie wrócić. Mogę nie przeżyć tej akcji... Chce żebyś był tego świadomy... - w jego oczach był strach
N: To nie jedź, prosze... - załkał
J: Jeśli do północy nie wróce, to automatycznie na Twój numer przyjdzie wiadomość gdzie możesz mnie znaleźć. Wcześniej nie kombinuj z szukaniem mnie... Posłuchaj chociaż raz tego co mówie... - uśmiechnęłam się lekko - Zrobie wszystko żeby wrócić... - złapałam za klamkę od drzwi - Też Cię kocham... - wyszłam nie zwracając już uwagi na jego wołanie. Wybiegł za mną i przytulił się do moich pleców.
N: Powodzenie... - szepnął i wrócił do środka. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam. Po drodze wybrałam numer do Malika.
Z: Halo? - odebrał z niepewnością.
J: Cześć Zayn, pamiętasz jak mówiłeś, że mogę na was liczyć? - czemu głos mi zadrżał?
Z: O to Ty Nathalie. - już był weselszy - Tak, pamiętam...
J: Jeśli to aktualne to potrzebuje sprawnego strzelca... - źle się z tym czułam. Zawsze działałam sama, a do tego jeszcze to jest przyjaciel Nialla.
Z: Jasne, podaj adres gdzie sie spotkamy i z Louisem będziemy. - miałam wrażenie że się uśmiecha.
J: Ym... Nie wiem czy chce żeby Louis tam był... Będę po Ciebie za 20 minut, załóż kamizelkę... - rozłączyłam sie nie czekając na odzew chłopaka. Przeklinałam sie w głowie za to, że go poprosiłam o pomoc. Tak będzie łatwiej, może czas też zmienić niektóre zasady. Jeszcze przed czasem podjechałam do Malika, nawet nie zdążyłam zapukać, bo drzwi mi otworzył Tomlinson.
Lou: Wejdź. - nie uśmiechnął się, nie był wściekły. Był obojętny.
J: Zayn jesteś gotowy? - zapytałam gdy weszłam do salonu.
Z: Tak, jesteśmy gotowi. - ten się uśmiechał.
J: Mówiłam Ci..
Lou: ...że mnie nie lubisz? - przerwał mi.
J: Nie, że oboje mamy ze sobą na pieńku.
Lou: Nathalie posłuchaj... - westchnął - Po prostu mów co robić i będzie okay... - uśmiechnął się słabo.
J: Chodźcie. - wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do mojego samochodu - Jedziemy do tych gości z wczoraj... - skinęli głowami - Musimy ich zniszczyć... Tego Matta zostawcie dla mnie... A reszte zabijajcie bez żadnych skrupułów... - słuchali mnie z poważnymi minami.

Z: A ten koleś na którego tak mocno  zareagowałaś?
J: Też dzisiaj zginie... - uśmiechnęłam sie bardziej do siebie. Jednak w głowie pojawił mi sie całkiem inny pomysł. Myślałam nad nim długo, ale zanim zdecydowałam sie na niego, dotarliśmy pod odpowiedni budynek za miastem. - Poczekajcie.. - zatrzymałam ich zanim zdążyli wysiąść. - Mam pewien pomysł.. - spojrzeli na mnie. - Jeżeli coś pójdzie nie tak i jakimś cudem Matt i ten Luke przeżyją, ukartujemy moją śmierci..
Lou: Co?! - zdziwił się i oboje posłali mi zaskoczone spojrzenie.
J: To co słyszałeś... Nie wiem, może przypadkiem, albo i nie, mnie postrzelisz. Widzę że byś tego chciał, Tomlinson... - zaśmiałam sie, na co brunet się skrzywił. - Żartowałam, ale to by mogło nam wtedy pomóc. Jeśli oni uwierzyliby w moją śmierć to byłoby prościej ich zabić...
Z: A co z Niallem? - wszedł mi w słowo. Właśnie to jest ta moja jedyna blokada przed tym pomysłem.
J: On też musiałby w to uwierzyć... - stwierdziłam
Lou: I myślisz że to będzie dobre?
J: Nie wiem, to jest plan awaryjny. W razie jakby nie udało mi sie zabić Matta. - wysiadłam z auta a zaraz za mną oni. Podeszłam do bagażnika i otworzyłam wielką torbe w nim. - Wybierzcie sobie coś... 
Z: Mamy swoje... - zanim zdążył dokończyć swoje zdanie, Louis już grzebał w torbie. 
Lou: No co, całkiem niezły sprzęt, a jedna spluwa więcej zawsze może się przydać...
J: On ma rację. - sama wyjęłam krótką broń i dodatkowe magazynki. Zamknęłam auto i skierowaliśmy się do drzwi, wyjęłam broń i spojrzałam na nich znacząco. - Nie wahajcie się zabijać...- skinęli głowami i Zayn wszedł pierwszy. Od razu skierowałam się w miejsce gdzie  wszyscy się znajdują. Jak najciszej weszliśmy na odpowiednie piętro i znajdowało się tam mnóstwo drzwi, otwieraliśmy każde po kolei sprawdzając czy ktoś tam jest. Zarówno ja, jak i chłopaki mieliśmy zakręcone tłumiki na pistoletach. Nie potrzebujemy szybkiego poinformowania wrogów o naszej obecności.
Z: To już ostatni. - szepnął Malik i wsłuchiwaliśmy się przez chwile. Słyszałam Matta, wściekłość we mnie buzowała. Poza wrogiem numer 1 słyszałam jeszcze trzy inne głosy.
J: Wejdę pierwsza, a jak dam wam znak to dołączycie. Nie wpuszczajcie tu nikogo i nie wypuszczajcie. - poilustrowałam ich cicho i weszłam do pomieszczenia. - Nie musisz wstawać! - zaśmiałam sie ironicznie kiery Matt poderwał sie z miejsca na mój widok. Z prędkością światła zastrzeliłam Luke i kolesia obok Niego. Tommy został raniony w szyje i szybko się wykrwawiał. Matt nawet nie zdążył zareagować. Wykopałam z jego ręki broń i celowałam prosto w środek czoła. Musi mi powiedzieć jak to się stało, że miał przy sobie Tommiego.
M: Coś Ty odjebała?! - wrzeszczał
J: Cóż, dalej trzymam formę...
___________
Jeszcze raz wybaczcie, i mam nadzieje ze chociaż 15 komów będzie!!!!!!!!!!!!!!!!!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat

niedziela, 9 sierpnia 2015

97. Niall is MINE and I kill you if I lose him!

Aloha!!
Jutro idę już do pracy, więc rozdziały będą rzadziej, ale myśle że będę dodawać jak tylko będą warunki spełniane!!
Ogólnie mamy już 97 rozdziałów, jak było 80 to myślałam że jeszcze 30 i będzie koniec, ale teraz myślę że będzie ich o wiele więcej.. :) Cieszycie się, czy macie dość?!

Objaśnienie:
J: - ja ( Nathalie),
N: - Niall,
Z: - Zayn,
M: - Matt,
L: - Luke,
Lou: - Louis.

__________________

Moja broń jako pierwsza znalazła się w środku, nic nie słyszałam, nic nie widziałam... Straszna ciemność, ale gdy wsłuchałam sie w tą ciszę, wiedziałam że blondyn musi tu być. Jego niespokojny oddech dawał o sobie znać. Zapaliłam latarkę w telefonie, a po chwili któryś z moim pomocników włączył swoją. Niall siedział na krześle w rogu pomieszczenia i był zakneblowany, oczy miał zasłonięte więc nas nie widział.
J: Niall... 
- podeszłam do niego i zdjęłam mu tą chustę z twarzy.

N: Nathalie. - szepnął, Zayn odwiązał mu ręce i zaraz po tym blondyn tulił sie do mojego ciała. Odwzajemniłam uścisk z podobnym uczuciem. - Bałem się, że więcej Cie nie zobacze...- powiedział przy mojej szyi.
Z: Możesz podjechać, garaż numer 78. - usłyszałam głos Zayna, ale nie było to ważne teraz.
J: Chodźmy stąd, bo coś czuje, że to nie koniec. - chłopak odsunął sie ode mnie i z nim w środku naszego kółeczka wychodziliśmy stamtąd. Coś jednak nie dawało mi spokoju, za łatwo poszło. Wyszliśmy z garażu i już wiedziałam że miałam racje. Zaraz za Liamem przejechał bardzo szybko jakiś samochód. Od razu schowałam Nialla za siebie i wyciągnęłam broń. Zaparkowali znacznie dalej, chowając się przy innym, większym budynku.
M: No proszę! Jednak żyjesz! - wrzasnął i pokazał się Matt? Nienawidzę go!! Zabije! Zaczęłam podchodzić do nich, nie był sam! Kojarzę jego towarzysza, to ten co Bill z nim ostatnio współpracuje, Luke!
J: Zabierzcie stąd Nialla! - powiedziałam do chłopaków za mną.
N: Ale...
J: Już! - warknęłam. Nie odwracałam się, muszą go zabrać, bo dzisiaj chyba umrę razem z Mattem i Luke'iem.
Z: Nie zostawimy Cie. - stanął obok mnie, a po drugiej stronie był Louis. Usłyszałam jak samochód z Niallem i resztą odjeżdża. Ledwo widocznie skinęłam głową i mierzyłam sie wzrokiem z Mattem.
M: Nie mało Ci? - krzyknął do mnie.
L: Porwanie Nialla to był początek! - zaśmiał się ten drugi. Nie zastanawiałam się dłuzej, pociągnęłam za spust trafiając głowe jednego z nich. - Suko!!! Zabiłaś go! - Luke chyba nie spodziewał się, że straci jednego z towarzyszy.
J: A wam nie mało?! - warknęłam, zdążyliśmy schować się za jednym z garaży i zaczęli nas ostrzeliwać. Chłopaki oddychali szybko, wychyliłam się do przeciwników gdy ich strzały ustały.
Matt!

M: Popatrz Nathalie... - rzucili broń na ziemię, ale ja dalej celowałam w nich. - Ktoś chciałby się z Tobą przywitać... - coś  zmieniło.
się w ich towarzystwie - Poznajesz tą buźkę? - pokazał mi jednego z nich. To.. To nie może być prawda! Niemożliwe!
J: Co?! - upadłam na kolana. - Tommy?
T: Cześć Kochanie... -  przecież on nie żyje od kilku lat!!
L: Widzimy się później! - zaśmiali się i odeszli. On wygladał jak mój Tommy... Mój były narzeczony, ten którego Matt zabił... Ojciec mojego pierwszego zmarłego dziecka... Niemożliwe żeby żył! Tommi nie żyje! Nie ma go! Nic mi nie zostało z tamtych chwil! Chłopak jednak patrzał na mnie tak jak kiedyś, nie odezwał sie więcej, poszedł posłusznie razem z nimi.
Z: Nathalie! - potrząsnął mną.
Lou: Musimy wracać do Nialla. - podnieśli mnie z ziemi i zaprowadziliśmy do samochodu.
Z: Zawieść Cie do domu? - spytał w czasie jazdy
J: Nie, do restauracji... - powiedziałam oschle.
Lou: Jest późno, pewnie twój przyjaciel zamknął. - stwierdził.
J: Nie jestem głupia Louis. - powiedziałam przez zęby. Nie odezwali się już, podjechaliśmy po restauracje i od razu wysiadłam z auta.
Z: Może w czymś Ci pomóc? - wysiedli za mną.
J: Nie.
Lou: Jesteśmy teraz rodziną, możesz liczyć na naszą pomoc. - złapał mnie za rękę zmuszając do zatrzymania się.
J: Nie potrzebuje waszej pomocy! - syknęłam - Tym bardziej od Ciebie! - Louis spojrzał na mnie ze smutkiem, w pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie i oplótł ramionami. Tak, Louis, który mnie nienawidzi tak samo mocno jak ja jego, właśnie mnie przytula chcąc pocieszyć. - Dość... - odsunęłam go od siebie. - Jeśli chcecie pomóc, to po prostu... - zamilkłam, co ja mam im powiedzieć?! - ...dajcie mi spokój. - powiedziałam zrezygnowana i wsiadłam do mojego auta. Widziałam jak ze smutkiem patrzą jak odjeżdżam, ale nie chce ich pomocy. Zawsze dawałam sobie rade sama! Teraz też dam rade, mimo, że sytuacja mocno się skomplikowała... - Niall wróciłam! - krzyknęłam od razu gdy weszłam do pałacu.
N: Nic Ci nie jest? - znalazł się przy mnie z prędkością światła, a jeszcze szybciej zamknął mnie w swoich ramionach.
J: Nie, to był ciężki dzień, chodźmy spać... - odsunął sie lekko z nieznanym mi dotąd uśmiechem, spojrzał w moje oczy.
N: Wiem, że otwaliśmy się właśnie o śmierć, ale... To nasze zaręczyny i może by tak... - wpiłam sie w jego usta, nie dając mu skończyć. Wiedziałam co ma na myśli, też go pragnęłam! Musiałam czemuś się oddać by zapomnieć o przeszłości...  
Chłopak z podobnym pożądaniem odwzajemnił pocałunek. Szybko znaleźliśmy się w salonie, leżałam pod nim na kanapie, blondyn powoli mnie rozbierał, a ja nie zamierzałam mu przeszkodzić...
    Obudziłam się w sypialni, Niall słodko się uśmiechał przez sen. Jego ręce były na moim nagim brzuchu. Ale naga nie byłam, miałam majteczki i jego koszulkę na sobie. Przekręciłam się ostrożnie w jego stronę, dotknęłam jego policzka i lekko gładziłam jego skórę. Uśmiechałam się szerzej widząc ozdobę na serdecznym palcu. On jest już MÓJ, a ja JEGO!! Nie pozwolę by ktokolwiek nas rozdzielił i zabije każdego kto będzie chciał mi go zabrać albo skrzywdzić! Nawet jeśli to oznacza zabicie Tommiego!
N: Wiesz jak miło jest się obudzić i widzieć Cie przy sobie? - wychrypiał gdy otworzył swoje oczka. Diamencik na moim palcu miał prawie identyczny kolor co jego tęczówki, zawszę będę to tak właśnie kojarzyć.
J: Zauważyłam... - zaśmiałam się. Podniosłam się i zaczęłam wychodzić z łózka.
N: Nie możesz jeszcze przez chwile zostać?
...

_______
To może by tak 15 komów i dalej? <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!
+ zapraszam was na STONKĘ <-klik, w której jestem adminką..




Naat

czwartek, 6 sierpnia 2015

96. I know who it was!

Hej :D
Nie wiem jak to jest!! Dodaje posty, częściej, wolniej są komy!
Dodaje rzadziej bo nie mam czasu, komy są szybko!!

Objaśnienie:
J: - ja (Nath),
N: - Niall,
Lou: - Louis,
Z: - Zayn,
H: - Harry,
Li: - Liam.
_____________________



 Blondyn z radością założył na mój palec przecudowny pierścionek i znalazł się na wysokości mojej twarzy. Wpił się w moje usta na oczach wszystkich. Całował mnie tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie spieszył się, dominował nad tą namiętnością. Liczyliśmy sie tylko my, nie interesowało mnie to że mamy tylu gapiów. A gdy usłyszeliśmy brawa i wiwaty to poczułam jak Nialler się uśmiecha. Oderwał sie ode mnie i oparł swoje czoło o moje. Dalej jego dłonie leżały na moich policzkach. 
N: Kocham Cie... - szepnął z uśmiechem
J: Moja odpowiedź jest najlepszym dowodem na to, że czuje to samo... - skomplikowałam swoją odpowiedź. Jakoś nie jestem gotowa powiedzieć mu tych dwóch, konkretnych słów.. 
Po chwili dookoła nas byli wszyscy goście, składali nam gratulacje, życzyli szczęścia, a ja miałam dziwne wrażenie, takie uczucie że coś może się wydarzyć. Rozejrzałam się i zauważyłam zamykające się drzwi od lokalu, ale w środku nie było nowej twarzy, wyrwałam się z tłumu i podeszłam bliżej. Spostrzegłam na podłodze leżącą jedną czerwoną róże. Podniosłam ją i już wiedziałam od kogo ona jest! Zawsze na imieniny dostawałam od NIEGO czerwoną różę z białą wstążką! Bill tu był i na pewno widział jak Niall mi się oświadcza. Spojrzałam mimowolnie na pierścionek na palcu.
N: Coś się stało? - usłyszałam za sobą jego głos, odwróciłam sie do niego.
J: Nie, podziwiam biżuterię... - uśmiechnęłam się - Jest przepiękny... 
N: A to on kogo? - zaciekawił się pokazując na kwiat.
J: Nie wiem, pewnie skądś spadła... - skłamałam. On nie musi wiedzieć że mamy jeszcze bardziej przejebane.
N: Wątpię. Sam wybierałem kwiatki. - zmarszczył czoło.
J: Nie zadręczaj się, bawmy sie dziś. - uśmiechnąłem sie przekonująco i pociągnęłam go na parkiet... Tańczyliśmy, śmieliśmy się i zapominaliśmy o tym co złe. Nie chciałam dzisiaj pamiętać, że już jutro znów muszę mordować przyszłych zabójców mojego narzeczonego! Właśnie, mojego narzeczonego! Jak to pięknie brzmi! Jeszcze nigdy tak się nie czułam! Taka kochana! 
Zabawa trwała w najlepsze, większość gości już miało zbyt dużo alkoholu we krwi. Niall i jego kumple nie pili. Ja i Vik z resztą też nie. Musiałam być czujna, tym bardziej, że Bill się tu kręcił!
Tańczyłam właśnie z Tomlinsonem! Tak z Louisem, nie chciałam sie z nim przy Niallu kłócić więc odpuściłam dzisiaj kąśliwe uwagi do bruneta.
Lou: Nie skrzywdzisz go? - zapytał nagle.
J: Postaram się... - chłopak się już nie odezwał, tylko tańczył ze mną dalej. Znów miałam dziwne uczucie. Zaczęłam sie rozglądać i nie widziałam żeby Niall dalej tańczył z Sophią. - Gdzie Niall? - zatrzymałam sie w tańcu i z większą paniką zaczęłam patrzeć na wszystkich gości.
Lou: Może poszedł tylko do kibelka... - chciał mnie pocieszyć i z powrotem złapał moje dłonie. Może faktycznie panikuje.
H: Odbijany. - podszedł wyszczerzony Hazz i teraz z nim tańczyłam. Blondyna wciąż nigdzie nie było. - Czemu jesteś taka spięta? - zaśmiał sie cicho.
J: Nigdzie nie ma Nialla. - odsunęłam sie od niego i podeszłam do Zayna. Pociągnęłam go za rękę i odeszłam w bardziej cichsze miejsce.
Z: Co jest?
J: Widziałeś Nialla? - byłam śmiertelnie poważna.
Z: Nie, ale może do łazienki poszedł. - to samo.
J: Raczej nie siedział by tam 15 minut! - warknęłam.
Z: Może tańczy, jest w kuchni...
J: Słuchaj, był tu Bill, widział zaręczyny...
Z: Skąd wiesz że tu był? - przerwał mi
J: Czerwona róża z biała wstążką. - wyjaśniłam, ale on nie wiedział o co mi chodzi. - Zawsze na imieniny dostawałam taką od Niego. - przez Mulata oczy przebiegł strach. Zaraz koło nas pojawiła się reszta jego przyjaciół.
Z: Musimy znaleźć Nialla! - rozkazał. Ja poszłam do Viktora i kazałam mu zostać z gośćmi. Nie pytał na szczęście, o co chodzi. Wleciałam jak poparzona do biura i całe szczęście że miałam tu jakieś swoje ubrania. Przebrałam sie w spodnie i zwykłą koszulkę i zaczęłam wyciągać ze wszystkich kryjówek broń. Powkładałam ją w spodnie i gdzie sie dało i z telefonem wyszłam na sale gdzie byli chłopaki.
J: Wiecie coś?
Li: W łazienkach go nie ma.
H: Kuchnia też pusta... - fuck! Włączyłam odpowiednie strony w telefonie i odpaliłam nadajnik GPS w naszyjniku Nialla. Już dawno wiedziałam że to może się sprawdzić.
J: Jedziemy! - rozkazałam gdy na mapce pokazała mi sie lokalizacja Horana. Posłusznie poszliśmy na parking. - Zayn jadę z Tobą, a i mam nadzieje, że macie broń. - chłopaki pokiwali głowami na tak i pędziliśmy na drugą stronę miasta. Dotarliśmy do jakiś opuszczonych garaży.
Z: Wszystko będzie dobrze. - chciał brzemieć pocieszająco, ale chyba sam w to nie wierzył.
J: Szybciej! - ponagliłam go, chłopak sie nie odezwał już. - Niech któryś z was zostanie w samochodzie i jak znajdziemy Nialla, to podjedzie po nas. - zarządziłam.
Li: Ja zostanę. - usiadł za kierownicą dużego samochody Stylesa. Skinęliśmy tylko głowami i ruszyliśmy.
Lou: Masz jakiś plan? - spytał ze strachem. Bali sie o przyjaciela. Ja sama umierałam ze strachu! Rozejrzałam sie po całym terenie, mimo ciemności wszystko było idealnie widać, mnóstwo świateł i lamp.
J: Tak, nie wchodzicie mi w drogę. Wiem gdzie on jest, więc trzymacie sie za mną! - kolejny rozkaz w moich ust. - Nie chce jeszcze martwić sie o Was! - od razu zaczęłam iść w stronę odpowiedniego garażu. Przez chwile szłam jako pierwsza, ale po tych kilku sekundach zauważyłam że Malik i Tomlinson dorównują mi kroki i tak jak ja z wyciągniętą bronią szukają miejsca gdzie jest Niall. - To ten. - zatrzymaliśmy się przed budynkiem, Harry podszedł do drzwi i przysłuchiwał sie przez chwile. Spojrzałam na telefon i on musiał tam być. Odsunęłam Stylesa od drzwi i otworzyłam je. Nie zwracałam na nic uwagi, przeszłam przez wszystkie graty które tu były i kierowałam się do kolejnych drzwi.
H: Ostrożnie. - szepnął, kretyn czemu sie w ogóle odzywa?! Tu może ktoś być, a na pewno pilnują

Nialla. Spiorunowałam go wzrokiem i ostrożniej otworzyłam drewniane zabezpieczenie. Moja broń jako pierwsza znalazła się w środku, nic nie słyszałam, nic nie widziałam... Straszna ciemność, ale gdy wsłuchałam sie w tą ciszę, wiedziałam że blondyn musi tu być. Jego niespokojny oddech dawał o sobie znać. Zapaliłam latarkę w telefonie, a po chwili któryś z moim pomocników włączył swoją. Niall siedział na krześle w rogu pomieszczenia i był zakneblowany, oczy miał zasłonięte więc nas nie widział.
J: Niall.. 
...

_________
Będzie więcej komów?!
Może by tak chociaż 12?!!
CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!




Naat